Święci lobbują u Boga

SZ

publikacja 27.10.2016 21:25

O świętości na ziemi, naszych przyjaciołach w niebie oraz o tym, co widzi zaraz po przebudzeniu, opowiada ks. Janusz Czenczek, diecezjalny egzorcysta.

Święci lobbują u Boga – Religijne „gadżety” same nic nie zrobią, ale pomogą w relacji z Bogiem – zachęca egzorcysta Szymon Zmarlicki /Foto Gość

Szymon Zmarlicki: Ma ksiądz ulubionych świętych?

Ks. Janusz Czenczek: Oczywiście! Myślę, że każdy jakichś ma. Może nie jestem w tym twórczy, ale już od czasów liceum fascynował mnie przede wszystkim bł. Wincenty Kadłubek, pewnie z racji zainteresowań historycznych, które towarzyszą mi już od podstawówki. Dlatego na początku czytałem o nim nie tyle pod kątem duchowym, ile jako o postaci historycznej. Ta fascynacja została mi do dzisiaj i przynajmniej dwa, trzy razy w roku staram się być w Jędrzejowie, gdzie jest jego grób. Kolejnym świętym, który jest mi szczególnie bliski, jest św. Jacek Odrowąż. Zawsze z dumą podkreślam, że to jedyny Ślązak w panteonie świętych na placu św. Piotra w Watykanie. Są jeszcze dwaj święci naszych czasów – św. Jan Paweł II i św. o. Pio. Pasjonują mnie też duchowości „śląskiej samarytanki”, bł. Marii Luizy Merkert, oraz założycielki zgromadzenia sióstr felicjanek, bł. Marii Angeli Truszkowskiej.

W „Credo” za każdym razem wyznajemy wiarę w „świętych obcowanie”, ale często nie jesteśmy do końca świadomi, co to oznacza. Czym jest obcowanie świętych?

Na początku musimy sobie uzmysłowić, że podstawowym błędem jest myślenie o świętym jako o chodzącej, nieskazitelnej osobie. Świętość posiada każdy człowiek, który jest ochrzczony; wyraża się ona w stanie łaski uświęcającej. W Piśmie Świętym znajdziemy kilka fragmentów, które o tym mówią. Święty Piotr w swoim Pierwszym Liście pisze: „Wy zaś jesteście wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, narodem świętym” (1 P 2,9). Święty Paweł już częściej o tym wspomina, jak choćby na początku Listu do Efezjan. Zwraca się w nim „do świętych w Efezie”. Te teksty pokazują nam, że od samego początku panowało przekonanie, iż świętość otrzymana w sakramencie chrztu czyni nas dziećmi Bożymi, daje nam życie w Bogu i przede wszystkim przeznacza do nieba. Ta świętość nie wyklucza posiadania wad, niedoskonałości czy nawet upadków. Wiemy, że łaskę uświęcającą tracimy przez popełniane grzechy, czyli tzw. grzech śmiertelny, ale sakrament pokuty nam ją oddaje. A praktyki religijne, takie jak udział we Mszy Świętej, Komunia, modlitwa czy post tę łaskę umacniają. Zapamiętana przeze mnie z katechezy definicja mówi też, że świętość polega na wypełnianiu obowiązków stanu – byciu dobrym mężem, ojcem, dobrą żoną, matką, dobrym dzieckiem czy dobrym pracownikiem… Taką świętość mamy na myśli, kiedy mówimy o świętych obcowaniu.

To za życia na ziemi. A po śmierci?

Moment śmierci nie oznacza, że człowiek przestaje być świętym i członkiem Kościoła. Bo Kościół składa się z trzech grup. W Kościele pielgrzymującym jesteśmy teraz my wszyscy, żyjący na ziemi, którzy zdążamy do nieba, borykając się ze swoimi słabościami i grzechami oraz korzystając z darów łaski uświęcającej poprzez sakramenty. Kościół cierpiący tworzą dusze, które w czyśćcu odbywają doczesną karę za grzechy, za które nie zdążyły odpokutować na ziemi. Jedyna radosna rzecz jest taka, że kiedy to się skończy, będą tylko jedne drzwi i perspektywa nieba. A tam właśnie trwa Kościół tryumfujący, czyli Kościół tych, którzy dostąpili już zbawienia, są przed obliczem Ojca i cieszą się pełnią szczęścia przebywania w jedności z Bogiem.

Natomiast obcowanie oznacza łączność, czyli bycie wspólnotą i tworzenie razem tej rzeczywistości. Tu, na ziemi, budujemy ją poprzez przynależenie do Kościoła katolickiego, miłość wzajemną i dawanie dobrego przykładu swoją postawą i stylem życia. Bo Kościół jest na tyle święty, na ile ja jestem święty, i na tyle grzeszny, na ile ja popełniam grzechy. Kolejnym ważnym elementem jest łączność z duszami czyśćcowymi, bo Pan Bóg daje nam możliwość wstawiania się za nimi, stąd praktyka modlitwy, uzyskiwania odpustów oraz częsty dodatek w intencjach mszalnych: „…i za dusze w czyśćcu cierpiące”. Szczególnie myślimy o nich 2 listopada, bo właśnie wtedy przypada wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych, a nie 1 listopada, który w mediach jest nazywany „dniem zmarłych”. Z kolei świętym, którzy są już w niebie, trudno cokolwiek więcej wyprosić, bo oni są już u celu drogi. Dlatego prosimy ich o wstawiennictwo, ale trzeba zaznaczyć, że wszelkie łaski otrzymujemy nie od świętych, ale od Boga.

Ta kwestia budzi sporo kontrowersji zarówno wśród wiernych Kościoła, jak i wyznawców innych religii, bo kult świętych, a zwłaszcza oddawanie czci Maryi, również historycznie doprowadziły do różnych podziałów. A nie modlimy się przecież do świętych, lecz do Boga poprzez świętych.

Tak. Kiedy głoszę rekolekcje, często zwracam na to uwagę, bo te wątpliwości wynikają ze sformułowania, które jest dosyć nieszczęśliwe. Potocznie mówimy, że modlimy się do świętych czy do Matki Bożej. Większość osób ma jednak tę świadomość, że to Bóg wszystko daje, a Maryja i święci są naszymi orędownikami, co wyraża się choćby w formułowaniu intencji mszalnych. To szczegóły, o które należałoby zadbać. Rozróżniamy trzy stopnie oddawania czci. Najwyższy – adoracja, uwielbienie – zastrzeżony jest wyłącznie dla Pana Boga. Owszem, słyszałem, że mężczyzna adoruje kobietę, ale jeszcze nie spotkałem nikogo, kto adorowałby Matkę Bożą. Jeżeli ktoś mówi, że idzie na adorację, to nie musi precyzować, że będzie adorować Najświętszy Sakrament, bo to od razu wiadomo.

Maryi oddajemy cześć wyższą – to drugi, niższy stopień – bo chcemy docenić jej wyjątkowość: od momentu Niepokalanego Poczęcia, poprzez swoje „fiat”, aż do czasu, kiedy stoi pod krzyżem i razem z Jezusem współcierpi. Wiadomo, że Ona sama nie wisi na krzyżu i nie cierpi jak Jezus, ale cierpi jak matka; widzi swoje dziecko, które jest Synem Bożym. A sprawę orędownictwa poruszył zaraz Chrystus, wskazując: „oto syn twój (…), oto Matka twoja”. Argumentem nie do przecenienia jest też fakt, że każdy z nas ma mamę i nie spotkałem człowieka, który chciałby, żeby ktoś inny miał w pogardzie jego matkę.

I wreszcie cześć zwykła, którą okazujemy świętym i aniołom. Dzisiaj powiedzielibyśmy, że są naszymi idolami, którzy pokazują nam, że życie według Ewangelii jest realne, że to nie jest tylko zbiór pięknych haseł. Jasne, że borykali się ze swoimi problemami i trudnościami, bo byli normalnymi ludźmi, a świętość nie przychodziła im tak łatwo. Dlatego po ludzku doceniamy to, co zrobili – że przetarli szlaki. Z aniołami jest nieco inaczej, bo te istoty zostały stworzone przez Boga między innymi po to, żeby były „łącznikami” między Nim a ludźmi, o czym wyraźnie mówi Pismo Święte, odnosząc się do roli archaniołów Gabriela, Rafała i Michała jako szczególnych opiekunów. Trzymając się zatem sformułowania, że modlimy się do Boga za wstawiennictwem świętych, unikniemy niepotrzebnych wątpliwości i oskarżeń.

Ale święci mogą być naszymi przyjaciółmi w niebie?

Nie mogą, oni są! Ciągle wypraszają nam łaski, bo tam mają łatwiejszy dostęp do Boga. Możemy modnie nazwać ich „lobbystami”, bo chodzą i popierają nas, gdzie trzeba. Więc na przykład to nie o. Pio coś mi daje, ale razem ze mną się modli. Oczywiście na moją wyobraźnię może działać inny święty, niż na kogoś innego, choć czasami spotykam się niestety z pytaniami, do którego świętego lepiej się pomodlić. W tradycji Kościoła przypisujemy im różne atrybuty, ale to są jedynie nasze ludzkie określenia, bo każdy święty może wyprosić takie same łaski, jeśli tylko Pan Bóg stwierdzi, że są człowiekowi potrzebne.

A nasi patronowie – imiennicy czy patronowie przypisani różnym rolom i sytuacjom – to tacy „aniołowie stróżowie” wśród świętych?

Anioł Stróż to inna postać, ale ubolewam, że w dobie nowych, nietypowych imion zagubiliśmy stary chrześcijański zwyczaj, jakim było wybieranie dla dziecka imiona jakiegoś świętego, żeby niejako zarezerwować już u niego miejsce swojego dla potomka. Czysto ludzka spekulacja – duchowo ustawić dziecko do nieba. Nadawane imię było sugestią do świętego: „Wiesz, ty się nim teraz szczególnie zaopiekuj”. Każdy ma swojego idola, który inspiruje, by czynić nasze życie bardziej Bożym. Jeżeli praktykujemy jego kult, to nie będzie ociągał się z wypraszaniem nam potrzebnych łask. Przy czym ważne jest, żeby nie popaść w handel wymienny – jak ja mu 10 „zdrowasiek”, to on mi jedną łaskę. Bo od kultu świętych bardzo łatwo przejść do bałwochwalstwa, a nawet – choć to duże słowo – herezji.

Mówimy cały czas o świętych uznanych przez Kościół, ale pamiętam, że dzieci pytały św. Jana Pawła II, czy mogą prosić o pomoc swoich bliskich zmarłych – dziadka, babcię, rodziców…

Jak najbardziej, bo święci to nie tylko osoby oficjalnie kanonizowane czy beatyfikowane.

Tylko skąd możemy mieć pewność, że nasza bliska osoba dostąpiła już chwały nieba?

Taką pewność będziemy mieli dopiero, kiedy sami się tam znajdziemy. Trudno nam to zrozumieć, bo ta rzeczywistość umyka naszemu poznaniu, więc używamy jedynie jakichś porównań. My mamy się modlić i Pan Bóg zawsze z naszą modlitwą sobie poradzi, niezależnie od tego, czy ktoś jest już w niebie i jak blisko Boga się znalazł. Jeżeli jestem przekonany, że moi rodzice czy znajomi cechowali się świętością, to mogę modlić się przez ich wstawiennictwo, a Pan Bóg widzi tę modlitwę i z pewnością ją przyjmie. A nawet jeśli ta osoba nie została jeszcze zbawiona, to może moja modlitwa skróci jej czyściec.

Na koniec chciałbym powrócić do pierwszego pytania o ulubionych świętych. Podobno ma ksiądz w swoim pokoju relikwie, a od niedawna także wyjątkową ikonę. To namacalne dowody obcowania ze świętymi?

Rzeczywiście, taka forma pomaga mi lepiej mi przeżywać. Każdy inaczej doświadcza religijności, jeden z moich kolegów nazywa te przedmioty gadżetami religijnymi. Ale to nie jest tak, że mam je, więc ja sobie leżę, a one za mnie pracują. Mam szczęście posiadać relikwie bł. Wincentego Kadłubka, choć pomimo obietnicy nie dostałem certyfikatu potwierdzającego ich autentyczność. Jednak otrzymałem je od cystersów z Jędrzejowa, więc domniemywam, że nikt mnie nie oszukał. Natomiast już z certyfikatami mam relikwie bł. Marii Angeli Truszkowskiej i bł. Marii Luizy Merkert. A całkiem niedawno dostałem wymarzoną ikonę św. o Pio, napisaną specjalnie dla mnie, oraz przywiezioną z Grecji ikonę św. Michała Archanioła. Mam też bezcenny dla mnie krzyż św. Benedykta, który 13 lat temu miał w swoich dłoniach i pobłogosławił św. Jan Paweł II, co zostało udokumentowane na zdjęciu. Nie opowiadam tego, żeby wszyscy teraz musieli też to mieć i tak robić, jednak dla mnie jest to emocjonalnie ważne.

I one za księdza nie pracują…

Nie, nie… One nic za mnie nie robią. (śmiech)

…ale pomagają?

Mam tak skonstruowany ołtarzyk, że widzę go, kiedy się budzę, więc choćbym nie chciał, to muszę od razu pomyśleć o Panu Bogu. Zachęcam do takiego kąta w swoim pokoju, bo coraz częściej spotykam się ze skargami ludzi na trudności w skupieniu na modlitwie. A samo pójście do tego kąta powoduje, że przestawiam się ze zwykłego bycia w pokoju do – jakkolwiek górnolotnie to brzmi – innej, pozaziemskiej rzeczywistości, która za chwilę będzie rozmową z Bogiem.