Liczę się z dużym zaskoczeniem

Gość Gliwicki 43/2016

publikacja 20.10.2016 00:00

Ks. Piotr Lewandowski, misjonarz, mówi o Boliwii, wewnętrznym zmaganiu i potrzebie głoszenia Boga bliskiego człowiekowi.

Bp Antoni Reimann i ks. Piotr Lewandowski ze stułą, którą otrzymał podczas Mszy posłania. Bp Antoni Reimann i ks. Piotr Lewandowski ze stułą, którą otrzymał podczas Mszy posłania.
Klaudia Cwołek /Foto Gość

Klaudia Cwołek: Kiedy Ksiądz pomyślał o wyjeździe na misje?

Ks. Piotr Lewandowski: Na rozmowie przed święceniami diakonatu, jak tylko wszedłem, bp Jan Wieczorek zapytał mnie, czy pojadę na misje. Myślałem, że żartuje, ale potem dotarło do mnie, że biskup żartownisiem nie jest, i chyba już wtedy coś we mnie zasiał. Ta myśl gdzieś mi się zagubiła, a wróciła i dojrzewała, gdy byłem wikarym w Bytomiu. Później miałem wypadek, podczas którego dość poważnie roztrzaskałem samochód, a sam wyszedłem z niego cało. Popatrzyłem w niebo i powiedziałem: „Dobra, wygrałeś!”. Zrozumiałem, że Pan Bóg daje mi kolejną szansę. W głowie zaczęło mi kołatać zdanie, które kiedyś usłyszałem, że będę albo świętym, albo nikim. Postanowiłem powalczyć i wtedy stara myśl odżyła na nowo. Poszedłem do biskupa Jana Kopca, żeby zapytać, czy zgodzi się na wyjazd na misje. Zgodził się zaskakująco łatwo. Akurat wtedy wrócił z Boliwii, gdzie widział, jak pracują nasi księża. Lepiej niż ja wiedział, o czym rozmawiamy.

Dostępne jest 12% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.