Taniec to nielimitowane słowo

Szymon Zmarlicki /inf. prasowa

publikacja 05.05.2016 12:30

Gdy z prawdziwej burzy uderzeń dziesiątek twardych podeszw, obcasów i czubków butów o solidny parkiet wydobywa się genialny rytm, wiadomo, że trenuje jeden z najlepszych zespołów tańca irlandzkiego w Polsce. Grupa Salake z Gliwic w tym roku obchodzi jubileusz 25-lecia istnienia.

Taniec to nielimitowane słowo   Najstarsza grupa taneczna zespołu Salake na treningu w Młodzieżowym Domu Kultury w Gliwicach. Niektóre z tancerek są w zespole już 14 lat Szymon Zmarlicki /Foto Gość Kiedy w 1990 roku w Szkole Podstawowej nr 21 w Gliwicach-Sośnicy powstawało kółko taneczne, zapewne nikt się nie spodziewał, że po latach zespół będzie osiągał sukcesy na arenie międzynarodowej. Założycielką i instruktorem grupy jest Joanna Koćwin. Jako choreograf stara się łączyć taniec irlandzki z innymi gatunkami, tworząc dziecięce i młodzieżowe taneczne widowiska.

– Największą inspiracją do pracy jest dla mnie muzyka. Gdzieś po drodze zderzyłam się z muzyką irlandzką, nie mając pojęcia, jak wygląda taniec irlandzki. Tak mi to zagrało, że poszukałam możliwości edukacji tanecznej w tym kierunku – mówi instruktorka o pomyśle na stworzenie zespołu.

25 lat zespołu to całe pokolenie tancerek, które przekonują, że bycie częścią zespołu to dla nich coś wyjątkowego. – To pozostawanie w świecie nie limitowanym słowem, w przestrzeni niedefiniowanych znaczeń, w której podstawową ekspresją jest ruch, będący swobodną metaforą, abstrakcją, symbolem... Za każdym razem otwieramy nowe drzwi, pod próg których podprowadza nas nasz instruktor i choreograf, ale to od nas zależy, czy zechcemy zajrzeć do środka – mówią tancerki z grupy scenicznej.

Nie tylko step

– Chociaż trenujemy w Gliwicach i stąd pochodzimy, obecnie jesteśmy bardziej rozpoznawani w miastach ościennych, bo tam występujemy. Bytom, Chorzów, Rybnik, Zabrze, Żory... – wymienia Joanna Koćwin. – Jesteśmy zapraszani nawet w centralne rejony Polski i bardzo nobilitujące jest to, że bilety na nasze spektakle rozchodzą się nawet w ciągu dwóch tygodni od rozpoczęcia sprzedaży, jak na przykład w Operze Śląskiej w Bytomiu. A w Rybniku tego samego dnia wystawialiśmy spektakl dwa razy dla dwóch kompletów publiczności. To spory sukces, który świadczy o rozpoznawalności zespołu – podkreśla.

Instruktorka tłumaczy, że mieszkańcy Gliwic przeważnie kojarzą zespół tylko z tańcem irlandzkim, w szczególności ze stepem, a mniej z tzw. softem, do którego tancerze używają miękkiego obuwia. – To nie do końca prawda, bo sięgamy również po inne techniki, a ostatnio bardzo interesuje nas teatr tańca. Inspirujemy się różnymi teatrami, jednak najbliższą, choć wciąż niedoścignioną formą jest teatr Piny Bausch (niemiecka tancerka i choreograf, zmarła w 2009 r. – przyp. red.) która powiedziała: „Tańczcie, tańczcie, bo inaczej będziecie straceni”. To motto nieustannie nam przyświeca – przyznaje.

Taniec to nielimitowane słowo   Zanim publiczność zobaczy i usłyszy niesamowity występ, na treningach tancerze wystukują tysiące, a może i miliony uderzeń Szymon Zmarlicki /Foto Gość – Myślę, że w tych słowach jest sporo wielkiej prawdy i wiemy o tym, że gdy już zacznie się tańczyć, to trudno jest przestać. Najlepszym przykładem są dziewczyny, które mają już ponad 20 lat, ale nadal tańczą w zespole, a te, które odeszły, nie zerwały z tańcem, lecz kontynuują karierę jako solistki lub instruktorki w różnych zespołach tanecznych, niekoniecznie związanych z tańcem irlandzkim – zaznacza Joanna Koćwin.

– Rzeczywistość sceniczną buduje z osobistych poszukiwań wyrazu dla emocji, z nieograniczonej niczym wyobraźni, zarówno dziecka, jak i dorosłego człowieka, tancerza. Dbałość o poprawność techniczną to nie powód, aby zamknąć się w jednej z nich. Stawiam na wszechstronny rozwój moich tancerzy, zderzając ich nieraz z wielkimi wyzwaniami. Przykładem może być udział w spektaklach, gdzie obok umiejętności tanecznych, wykonują zadania aktorskie – tłumaczy instruktorka.

Od podstawówki  do Sardynii

Anna Buchalik, Alicja Koćwin i Aleksandra Lipka trenują w zespole Salake już 14. rok. – Chodziłyśmy do Szkoły Podstawowej nr 21 w Gliwicach-Sośnicy, gdzie pani Joanna prowadziła zajęcia, na które zaczęłyśmy uczęszczać. Na początku to było tylko kółko taneczne, dopiero później zaczęliśmy jeździć na różne konkursy i festiwale – wspomina ich początki w zespole Aleksandra Lipka. – Szczególnie zainspirował nas taniec irlandzki, który szlifujemy do tej pory, ale nie chcemy zamykać się na inne techniki, dlatego staramy się łączyć go ze stylem współczesnym czy ulicznym – zaznaczają.

Mimo długiego stażu i sporego doświadczenia tancerki nie czują się ekspertkami w swojej dziedzinie. Podkreślają, że wciąż się uczą i krok po kroku zmierzają do perfekcji. Jednak dla laika język, którym się posługują, może wydawać się zbiorem słów przeznaczonych tylko dla wtajemniczonych. – Polka, jumpy, pointy… Używamy określeń, które są przyjęte w każdym zespole irlandzkim, ale częściej posługujemy się naszymi prostymi nazwami – tłumaczą.

Pytane o  swoją kondycję, zwracają uwagę przede wszystkim na częstotliwość treningu oraz indywidualną dyspozycję danego dnia. – Wszystko zależy od tego, ile mamy prób. Chodzimy do szkół, gdzie także rozwijamy się tanecznie. Kiedy codziennie trenujemy, to pod koniec tygodnia jesteśmy bardzo zmęczone i wyczerpane – przyznają. Zazwyczaj tancerze trenują przez 5–6 godzin tygodniowo. Czas ten znacząco wzrasta, gdy zespół rozpoczyna przygotowania do kolejnego występu. Czuwa nad nimi instruktorka i choć stawia wysokie wymagania, tancerze sami przyznają, że to niezbędne i bardzo pomocne.

Taniec to nielimitowane słowo   Rytm oznacza precyzję. Każdy element powtarzany jest tak długo, aż całość „zagra” Szymon Zmarlicki /Foto Gość – Forma zależy od tego, co dla kogo jest wystarczające i czego ktoś oczekuje. Jeżeli tancerz lub tancerka chce kształcić się w jakimkolwiek stylu, robi to przede wszystkim dla siebie i musi sam rozwijać się fizycznie, dlatego każdy dodatkowy trening kondycyjny czy sprawnościowy bardzo pomaga, zwłaszcza w tańcu irlandzkim, który jest strasznie wyczerpujący – wyjaśnia Alicja Koćwin. – Jednak taniec jest zdecydowanie pokazaniem swoich emocji i tak naprawdę nie chodzi w nim tylko o samą technikę, ale również o treść, w której możemy wyrazić nasze uczucia – dopowiada Anna Buchalik.

Zespół Salake miał okazję zaprezentować się także w wielu europejskich krajach. – Włochy, Portugalia, Anglia, Francja, Niemcy… – wymieniają dziewczyny. – Jeździmy tam, gdzie są festiwale, by ciągle się szkolić i dokształcać. Największym przeżyciem i spełnieniem marzeń był wyjazd na Sardynię w 2010 roku, bo udało nam się dostać na zawody Dance World Cup, w których zdobyliśmy mistrzostwo świata w naszej kategorii, a kolejnego dnia podczas gali trafił do nas puchar „Najlepsi z najlepszych”. To dla nas bardzo satysfakcjonujące osiągnięcie – podsumowują.

Popis na ćwierćwiecze

„Z dziecięcą radością przekazujemy swoim uczniom pasję do tańca, choć wiemy, że nie każdy w przyszłości chce zostać zawodowym tancerzem, to chcemy, aby podróż po nieskończonych ścieżkach tanecznych odbywała się na najwyższym poziomie” – przedstawia się na swojej stronie internetowej zespół Salake. Na jubileusz 25-lecia istnienia we współpracy z Carrantuohill, grupą wykonującą muzykę celtycką, oraz mimem Ireneuszem Krosnym zespół przygotował widowisko „Dance Away”, będące kompilacją teatru, muzyki i tańca.

– Mam nadzieję, że uda nam się zaskoczyć widzów i będą się dobrze bawić. Nie zabraknie też gości specjalnych, których nazywamy przyjaciółmi zespołu – zaprasza Joanna Koćwin.

Spektakl "Dance Away" zostanie wystawiony w niedzielę 8 maja o 18.00 w Gliwickim Teatrze Muzycznym. Przy tej okazji Zespół Form Tanecznych Salake świętować będzie swoje 25 urodziny