Kesza oko nie widzi

Szymon Zmarlicki

publikacja 08.01.2016 10:45

A co, jeśli okazałoby się, że wokół ciebie istnieje świat tajemnych skrytek? Podpowiadamy: istnieje! Wystarczy zainstalować w telefonie odpowiednią aplikację i uważnie się rozejrzeć...

Kesza oko nie widzi Podstawowy zestaw każdego keszera - telefon z dostępem do internetu i nawigacji, latarka, kartka i długopis oraz kilka drobiazgów na wymianę Szymon Zmarlicki /Foto Gość

Geocaching to przygoda na świeżym powietrzu. Na całym świecie ukrytych jest przeszło 2,5 miliona skrzynek, tak zwanych keszy, których szuka już ponad 10 milionów zarejestrowanych użytkowników. Różnego rozmiaru pojemniki – od mikroskopijnych fiolek aż po wielkie skrzynie – mogą być schowane zarówno przy zatłoczonej ulicy, jak i na łonie natury. Wewnątrz znajduje się logbook, czyli miejsce, gdzie wpisują się znalazcy. Jeżeli pojemność skrzynki na to pozwala, mogą być w niej umieszczone również przedmioty na wymianę – odkrywca coś z niej zabiera oraz umieszcza gadżet o podobnej lub większej wartości.

Użytkownicy docierają do skrytek na podstawie współrzędnych geograficznych, które lokalizują przy pomocy odbiornika GPS lub smartfona z zainstalowaną do tego aplikacją. Ale gdy sprzęt doprowadzi już poszukiwacza we właściwe miejsce, zabawa dopiero się zaczyna. Dobry kesz jest wymyślnie zamaskowany. Gracze prześcigają się w coraz to bardziej profesjonalnych sposobach ukrycia. Podejrzany jest każdy fragment rzeczywistości – od kamienia, poprzez słupek graniczny, aż po transformator wysokiego napięcia. Czasami odgadnięcie lakonicznej podpowiedzi wymaga specjalistycznej wiedzy.

Patrząc na mapę keszy, bez trudu da się zaplanować wycieczkę w góry czy do innego miasta. A przy okazji istnieje duża szansa na odkrycie zakątków, do których nie prowadzą oficjalne przewodniki. Założyciele skrytek najczęściej doskonale znają okolice, w jakich je umieszczają. Dzięki temu w internetowym systemie większość keszy zawiera obszerne opisy dotyczące miejsca ukrycia. Nierzadko przytoczone są tam mało znane fakty i ciekawostki.

Kesza oko nie widzi   Ks. Karol Darmas nie może zdradzić miejsca ukrycia swojej skrzynki. Jednak takie zdjęcie dobrze posłużyłoby za spojler, czyli fotograficzną podpowiedź, gdzie należy szukać Szymon Zmarlicki /Foto Gość Geopielgrzyming

Ks. Karol Darmas, duszpasterz młodzieży harcerskiej diecezji gliwickiej, geocachingiem zaraził się od znajomych. Zachęcony sporą ilością skrytek w swojej okolicy, nie zwlekał z założeniem własnej. Wybór lokalizacji nie był trudny – padło na kościół pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Zabrzu-Rokitnicy, gdzie jest wikarym. Po oględzinach namierzył odpowiednią kryjówkę i za zgodą proboszcza zarejestrował skrzynkę na stronie. Teraz razem z innymi księżmi z ukrycia kibicują zawziętym poszukiwaczom tubki po tabletkach musujących...

Okazuje się bowiem, że geocaching oprócz rozrywki może być też dość oryginalną metodą ewangelizacji. Wiele skrzynek zlokalizowanych jest przy krzyżach czy kapliczkach, co stanowi okazję do poznania ich historii. – Umieszczenie kesza przy kościele może do niego przyciągnąć szukających znacznie bliżej, niż byliby bez tego – zauważa ks. Karol. – Dosłownie, bardzo blisko! – śmieje się, nawiązując do miejsca ukrycia swojej skrzynki.

– W jednym z wpisów do mojego kesza ktoś podziękował za możliwość obejrzenia tak pięknego kościoła, bo inaczej nigdy by tu nie trafił. Kilka innych wpisów jest w języku czeskim. Wiadomo, że Czesi nie słyną z pobożności, a mimo to postanowili go poszukać. To pokazuje, że warto się starać, bo keszerzy to swego rodzaju pielgrzymi – przyznaje z satysfakcją.

Kesza oko nie widzi   Wprawne oko keszera nie pominie charakterystycznego logo z krzyżykiem wpisanym w literę G nawet tam, gdzie liter są miliony Szymon Zmarlicki /Foto Gość Geocaching z powodzeniem wykorzystywany jest też do aktywizowania grup oazowych czy harcerskich. – Wspólne wypady na kesze integrują całą drużynę, uczą współpracy i wzajemnej pomocy oraz tego, że każdy człowiek ma swoje wyjątkowe cechy, które podczas zdobywania skrzynki przydają się w najmniej oczekiwanym momencie – mówi druhna Magdalena Wieczorek z tarnogórskiej 100. Drużyny Harcerskiej „Surykatki”.

– Szczególnym dla kręgu harcerskiego jest katowicki kesz przy wieży spadochronowej, gdzie harcerze ginęli w imię naszej ojczyzny – dodaje i wymienia jeszcze inne zalety poszukiwania skrytek całą drużyną. – Wyprawa na kesze pozwala przećwiczyć przygotowanie do wyjścia i dobór odpowiedniego ubioru. A przy okazji to także nauka zdrowej rywalizacji, ponieważ każdy chce znaleźć skrzynkę jako pierwszy, chociaż ostatecznie i tak wszyscy cieszą się zdobytym skarbem – zaznacza.

Zastanawiasz się, dlaczego z powodu pudełka po kliszy z kawałkiem przemoczonego papieru w środku niektórzy są w stanie z uporem głodnego tygrysa przedzierać się przez leśne chaszcze, powojenne bunkry czy miejskie dżungle? Przeczytaj więcej o geocachingu w papierowym wydaniu "Gościa Gliwickiego" nr 2/2016 na 10 stycznia, a później sam(a) wyrusz na poszukiwania!


Cały tekst możesz już teraz za darmo przeczytać w nowej aplikacji mobilnej na smartfony, tablety i komputery – kliknij i sprawdź TUTAJ.

Kesza oko nie widzi   Co widzisz? Kamień. Czym myślisz, że jest? Kamieniem. Czym jest naprawdę...? Szymon Zmarlicki /Foto Gość Kesza oko nie widzi   Las. Jedno z setek drzew. Jeden z tysięcy patyków… który nie do końca jest patykiem Szymon Zmarlicki /Foto Gość

TAGI: