Kończy się proces ws. katastrofy w "Halembie"

sz /PAP

publikacja 18.11.2014 15:51

Sąd Okręgowy w Gliwicach wysłuchuje mów końcowych w trwającym od 6 lat procesie w sprawie katastrofy w rudzkiej kopalni "Halemba", gdzie w listopadzie 2006 r. w wybuchu metanu i pyłu węglowego zginęło 23 górników.

Kończy się proces ws. katastrofy w "Halembie"   W wypadku 21.11.2006 r. zginęło 23 górników Henryk Przondziono /Foto Gość Jako pierwszy głos zabrał autor aktu oskarżenia prok. Wiesław Kużdżał. Domagał się kary 7 lat więzienia dla byłego dyrektora kopalni "Halemba" Kazimierza D. 8 lat pozbawienia wolności - także bez zawieszenia - oskarżyciel zażądał dla byłego szefa Działu Wentylacji w kopalni Marka Z. Dla pozostałych 15 oskarżonych prokurator domaga się kar od pół roku do 2 lat pozbawienia wolności w zawieszeniu oraz grzywny.

Prokurator Kużdżał przyznał, że proponowane przez niego kary są surowe, jednak powinny być przestrogą dla wszystkich odpowiadających za bezpieczeństwo w kopalniach. W swojej mowie wymieniał zaniedbania, które doprowadziły do tragedii w "Halembie" - ignorowanie informacji o zagrożeniu metanowym, oszukiwanie kopalnianych czujników, nakazywanie prowadzenia prac za wszelką cenę, fałszowanie dokumentacji i próbek pyłu węglowego, brak stref zabezpieczających przed wybuchem pyłu węglowego.

Jego zdaniem, główni oskarżeni mieli pełną wiedzę o zagrożeniu w kopalni. Zdawali sobie też sprawę, jakie może ono nieść skutki, lecz - mimo to - godzili się na prowadzenie prac w takich warunkach, przy przekroczonych dopuszczalnych stężeniach metanu. - Inni pracownicy podporządkowywali się dyrektorowi i szefowi Działu Wentylacji, obawiając się o pracę - dowodził prokurator.

Z kolei mecenas Antoni Boczek, obrońca głównego oskarżonego - byłego szefa Działu Wentylacji Marka Z., wniósł przed gliwickim sądem o uniewinnienie swojego klienta. Uważa bowiem, że przyczyną tego i innych wypadków w kopalniach jest zły system zarządzania branżą. - Ten system jest coraz bardziej niewydolny - powiedział mec. Boczek, dodając, że jego ofiarami są zarówno poszkodowani w wypadku, jak i oskarżeni. Przypomniał też, że po tragedii w "Halembie" w polskich kopalniach doszło do innych poważnych wypadków. Wyraził opinię, że rozgłos w mediach negatywnie wpłynął na prawo do obrony oskarżonych, a opinia społeczna została zmanipulowana. Dodał też, że wpływ na przebieg śledztwa miało także to, kto wówczas stał na czele resortu sprawiedliwości (ministrem sprawiedliwości był w tym czasie Zbigniew Ziobro). Zaznaczył, że jego klient spędził ponad rok w areszcie, co jest rzadko spotykanie, zwłaszcza w przypadku osoby o nieposzlakowanej opinii. Obrońca zakwestionował wiarygodność świadka, który był w "Halembie" podwładnym Marka Z. i złożył obciążające go zeznania. Adwokat uważa, że zrobił to tylko po to, by poprawić swoją sytuację procesową, bowiem kilka dni później opuścił areszt. A. Boczek powiedział, że także jego klient dostał propozycję obciążania wyżej postawionych przedstawicieli branży górniczej. - Ówczesne władze tępiły "układ", który musiał składać się z osób prominentnych - powiedział.

Kończy się proces ws. katastrofy w "Halembie"   Znicze zapalone przed kopalnią przez bliskich i znajomych ofiar po wybuchu metanu MAREK PIEKARA /Foto Gość Obrońca wyraził przekonanie, że w tej konkretnej sprawie kierowano się "chęcią odwetu" i szukania za wszelką cenę kozła ofiarnego. Jego zdaniem, podczas procesu nie udało się w sposób niebudzący wątpliwości ustalić wielu faktów, a materiał dowodowy nie pozwala powiązać tragedii z zachowaniem jego klienta.

Katastrofa w "Halembie" była największą tragedią w polskim górnictwie od prawie 30 lat. Doszło do niej 21 listopada 2006 r., podczas likwidowania ściany wydobywczej 1030 m pod ziemią. Z powodu zaniechania profilaktyki przeciw zagrożeniom naturalnym po zapaleniu i wybuchu metanu w wyrobisku wybuchł pył węglowy, siejąc spustoszenie i zabijając większość ofiar tragedii.

Prokuratura Okręgowa w Gliwicach zamknęła śledztwo w tej sprawie w czerwcu 2008 roku. Aktem oskarżenia objętych zostało 27 osób, 9 z nich wniosło o możliwość dobrowolnego poddania się karze (zostali skazani na więzienie w zawieszeniu i grzywny), sprawę jednego oskarżonego wyłączono do innego postępowania. Główny proces ruszył w listopadzie 2008 r. Na ławie oskarżonych zasiadło 18 mężczyzn.

Jak ustaliły prokuratura i nadzór górniczy, kierujący kopalnią przyzwalali w niej na łamanie przepisów i zasad sztuki górniczej. Najpoważniejsze zarzuty ciążą na byłym głównym inżynierze wentylacji kopalni i kierowniku jej Działu Wentylacji Marku Z. Odpowiada on m.in. za sprowadzenie katastrofy, w której zginęli górnicy. Były dyrektor "Halemby" Kazimierz D. jest oskarżony o sprowadzenie niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia górników, co skutkowało śmiercią 23 osób. Jemu i Markowi Z. grozi do 12 lat więzienia.

Zarzuty stawiane pozostałym oskarżonym dotyczą m.in. sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy, narażenia górników na utratę życia lub ciężki uszczerbek na zdrowiu oraz niedopełnienia przepisów bezpieczeństwa i fałszowania dokumentów. O te przestępstwa podejrzani są zarówno pracownicy "Halemby", jak i firmy Mard, która na zlecenie kopalni wykonywała prace pod ziemią.

Szefowi Mardu Marianowi D. prokuratura zarzuciła niedopełnienie obowiązków w zakresie bezpieczeństwa i higieny pracy oraz sprowadzenie niebezpieczeństwa dla życia górników w okresie poprzedzającym tragedię, za co grozi mu do 8 lat więzienia.

Niespełna 3 lata po katastrofie w "Halembie" w polskim górnictwie doszło do kolejnego wypadku. 18 września 2009 r. w kopalni "Wujek-Śląsk" zginęło 20 górników, a 37 zostało rannych. Wątek dotyczący samej katastrofy katowicka prokuratura umorzyła, nie dopatrując się związku pomiędzy zachowaniem człowieka a zapaleniem się i wybuchem metanu. Dopatrzyła się jednak nieprawidłowości, do których dochodziło w kopalni przed katastrofą. Oskarżyła o nie 56 osób, zarzucając im m.in. sprowadzenie niebezpieczeństwa dla życia lub zdrowia pracowników.