Po to jest seminarium...

Szymon Zmarlicki

publikacja 10.09.2014 19:24

W Ośrodku Formacyjnym w Rudach od 1 września trwa spotkanie kandydatów na robotników w Winnicy Pańskiej. W październiku rozpoczną naukę w opolskim seminarium.

Po to jest seminarium... Integracja przyszłych kleryków ma się dobrze. Przed nimi sześć wspólnie spędzonych lat w seminarium Szymon Zmarlicki /Foto Gość

Namiastkę życia w seminarium przeżywa 30 przyszłych kleryków – 16 z diecezji gliwickiej i 14 z diecezji opolskiej. – To taki duchowy rozruch, ABC formacji. Spędzamy razem czas, poznajemy się. Klerycy zaczynają studia od października, ale do seminarium wejdą już jako drużyna. Teraz jest to dla nich czas wyciszenia, bo zostawiają najbliższych i są tylko tutaj. Mają czas, żeby przemyśleć i przemodlić decyzję – mówi ks. Jerzy Krawczyk, ojciec duchowny opolskiego seminarium.

– Z ogromną otwartością patrzymy na młodych ludzi, którzy podjęli decyzję, by wstąpić do seminarium, nawet jeżeli nie do końca mają uświadomione wszystkie szczegóły związane z wypełnianiem powołania – mówi bp Jan Kopiec, ordynariusz diecezji gliwickiej, który dzisiaj spotkał się z kandydatami. Zachęcał ich do dobrego wykorzystania czasu studiów, które rozpoczynają, oraz do intelektualnego dojrzewania podczas ciągłej formacji.

– Jeśli przeszli niemal neokatechumenalną drogę w rodzinie czy szkole,  to jest w nich bardzo dużo pozytywnego nastawienia. Po to jest seminarium, żeby Kościół rozeznał, czy jest to wystarczające, czy trzeba jeszcze popracować. A trzeba na pewno. Sama dobra wola i otwarcie są nieodzowne, ale teraz trzeba przyglądać się, jakie są oczekiwania Kościoła i czy taki młody człowiek będzie w stanie się do nich przyłożyć – zaznaczył.

– Największym nieszczęściem w świecie już od najstarszych cywilizacji jest to, że gdy akcent stawia się tylko na budowanie silnego społeczeństwa od strony funkcjonowania, to po jakimś czasie to się rozpadnie, o ile nie było wzmocnione duchową wartością – podkreślił bp Kopiec. – Chrześcijaństwo jest po to takim programem, aby pomóc człowiekowi budować to od wewnątrz w oczekiwaniu na życie w pokoju, zgodzie, wzajemnym zrozumieniu i umiejętności pomagania sobie. To są najcenniejsze kwestie, jakie możemy dać. Tego życzę, także patrząc z nadzieją na diecezję gliwicką, gdzie będziemy ciągle księży potrzebowali, abyśmy takich ludzi mieli: potrafiących koło Chrystusa zgromadzić ludzi, którzy nie chcieliby przegrać życia.

Po to jest seminarium... Dla przyszłych seminarzystów czas wolny niekoniecznie oznacza bieganie po wszystkich sklepach w okolicy. To okazja do odmówienia np. koronki lub różańca. Szymon Zmarlicki /Foto Gość Nad przyszłymi klerykami czuwa ks. Grzegorz Kadzioch, rektor Międzydiecezjalnego Wyższego Seminarium Duchownego w Opolu. – Są bardzo spragnieni wiedzy, wszystkich aspektów związanych z formacją duchową. Chcą aktywnie uczestniczyć w modlitwach, prowadzeniu medytacji, przygotowaniu liturgii. Cieszą się z każdego spotkania, ponieważ poznają tu nie tylko reguły życia w seminarium, ale mają też bardzo dużo spotkań z osobami, które są dla nich świadkami wiary – przedstawia kandydatów do kapłaństwa. – Motywacja jest bardzo różna. Są tu osoby, które otwarcie mówią: „przyszedłem zobaczyć, pooglądać, poszukać mojej drogi”, ale niektórzy już wybrali i chcą formować się już do kapłaństwa.

– Słyszy się głos Boga wołającego: „Pójdź za mną!”, a człowiek często się zapiera. Nic nie szkodzi spróbować tej drogi, można później zrezygnować i to nie jest nic złego – tłumaczy Tomasz Wolnik z parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa i MB Fatimskiej w Strzybnicy, jeden z przyszłych seminarzystów. – A jak się słyszy ten głos, to trzeba za nim iść! Tutaj bardzo się w niego wsłuchujemy. Jak człowiek wychodzi z rzeczywistości, w której jest, to pojawiają się wątpliwości, ale też wiele utwierdzenia w tym że to dobra droga, a Pan Bóg dalej poprowadzi.

– Niektórzy znajomi mówią: „Zmarnujesz sobie życie!”. Dużo zależy od ich podejścia do wiary, ale ja tak nie uważam – przyznaje Maciej Frankiewicz z wołczyńskiej parafii Niepokalanego Poczęcia NMP. – Najważniejsze, żeby człowiek realizował siebie. Czuję, że będę w tym szczęśliwy, chociaż inni może tego nie rozumieją.

– Czasami osoby, które z Kościołem nie mają zbyt wiele wspólnego, po jakimś czasie patrzą na to trochę inaczej – dodaje Paweł Kaczmarczyk z parafii św. Jerzego w Gliwicach-Łabędach. – Nawet kolega, który w kościele pojawia się dwa razy w roku, zaczął prosić: „Ojcze, możesz pomodlić się za mnie?”. Widzę, że świadectwo każdego z nas to silny punkt, który może oddziaływać na innych. Skoro ich dobry znajomy jest w stanie rzucić dotychczasowe życie, oni sami mogą przekonać się do wiary.