publikacja 07.03.2013 00:00
Misje w Peru. O parafii rozciągającej się na ponad 100 kilometrów i mieszkańcach dżungli z ks. Gerardem Tyrallą rozmawia Mira Fiutak.
– Staram się mówić ludziom o tym, co Pan Bóg czyni w moim życiu – wyjaśnia misjonarz
Archiwum parafii w Iscozacin
Mira Fiutak: W październiku 1993 r. wysiadł Ksiądz na lotnisku w Limie. Jakie było pierwsze wrażenie z Peru?
Ks. Gerard Tyralla: – Zanim tam dotarliśmy, od urzędniczki w konsulacie w Warszawie usłyszeliśmy: „Gdzie wy, księża, jedziecie? Do kraju opanowanego przez terrorystów”. Bo jechałem na kurs językowy przygotowujący do misji razem z ks. Henrykiem Pocześniokiem. Jednak to, co najbardziej uderzyło mnie w Limie, to nie jakieś zagrożenie, ale duże ubóstwo. I wielkie kontrasty między bogatymi i zaniedbanymi dzielnicami.
Od tego czasu minęło 20 lat...
– Dziś stolica wygląda inaczej, ale kontrasty społeczne, kulturowe, ekonomiczne pozostały, przede wszystkim pomiędzy Limą, z dzielnicami na poziomie Europy Zachodniej, a prowincją kraju, gdzie pracuję. Ciągle zauważalna jest dyskryminacja rasowa, zwłaszcza na prowincji. Ludność autochtoniczną, czyli tzw. nativos – Indian andyjskich lub z dżungli i wielu Metysów pozbawionych wykształcenia źle się traktuje z powodu niezawinionej przez nich ignorancji, pochodzenia czy nawet trudności w posługiwaniu się językiem hiszpańskim.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.