publikacja 17.01.2013 00:00
O tym, jak, będąc skazanym na pomoc, można pomagać innym, z Katarzyną Warachim rozmawia ks. Waldemar Packner.
Katarzyna Warachim do pisania na klawiaturze używa zrobionego z bambusa patyczka, który trzyma w ustach
Ks. Waldemar Packner
Ks. Waldemar Packner: Pamięta Pani ten dzień?
Katarzyna Warachim: – Oczywiście. To był piątek 29 sierpnia 1980 roku. Tydzień wcześniej skończyłam 10 lat. Jak często po drodze ze szkoły bawiłyśmy się z innymi dziećmi na placu zabaw, niedaleko domu. I wtedy huśtawka uderzyła mnie w plecy. Niestety, złamała mi kręgosłup, w wyniku czego doznałam porażenia wszystkich kończyn, tzw. tetraplegii. Przez dwa lata walczyłam o życie, potem uczyłam się życia na wózku, na którym jeżdżę już ponad 32 lata.
Czy dziecku łatwiej pogodzić się z niepełnosprawnością niż dorosłemu?
– W pewnym sensie tak. Dziecko, skazane na opiekę rodziców, ciut łatwiej godzi się z wózkiem niż dorośli, którzy prowadzili aktywne życie, a nagle stali się niepełnosprawni, zależni od pomocy innych.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.