Wygroł miglanc ze Rudy

Przemysław Kucharczak

publikacja 26.11.2012 00:16

Jerzy Kiolbasa, z zawodu inżynier energetyk, został Ślązakiem Roku 2012.

Wygroł miglanc ze Rudy Od lewej: Stefan Kaczmarczyk (miejsce III), Ewelina Kuśka (II) i Jerzy Kiolbasa (Ślązak Roku 2012) Przemysław Kucharczak/GN

Zwycięzca jubileuszowego, 20. konkursu „Po naszymu, czyli po śląsku” porwał publiczność pełną humoru opowieścią o karczmie piwnej. Pojawił się na scenie w mundurze górniczym, pozdrowił publiczność słowami: „Szczęść, Boże!”, ale później zaznaczył, że nie jest górnikiem, a „na dole” był tylko raz, kiedy pojechał zwiedzić kopalnię „Guido”. Kilka razy był za to na górniczej karczmie piwnej, gdzie był co roku zapraszany jako pracownik elektrowni, „bo my tego wonglo od nich brali w pierony”. W pewnym momencie nabrał powietrza i czystym, mocnym głosem odśpiewał hymn karczmy piwnej: „Górniczy stan niech nom żyje, niech żyje nom górniczy stan!”. – Musza pedzieć, że to jest coś, jak tak dwustu chopa stowo, we mundurach wybiglowanych. Amajzy idom po plecach, jak oni tak zaśpiywajom – mówił. Amajzy, czyli mrówki.

Opowiadał, że w czasie karczmy trzeba prosić o głos słowami: „Prosza o głos do mie”. – I prezes Karczmy odpowiado: „Habeas – godej” abo „Non habeas – cicho być” – mówił Jerzy Kiolbasa. Opowiadał, że jest tam też „skryba karczymno” i „policjo piwno”. Opowiadał o „krolu piwnym”, którym zostaje uczestnik karczmy, „kiery piyrszy wydudlo swoi kwantum i blank próżne pokoże nad głowom”. – Niekierzy to majom do tego richtig grajfka. Jo jest przi nich smarkaty bajtel – stwierdził. Opowiadał, że na karczmie jest wyłącznie piwo, żadnego ostrzejszego alkoholu. – Prowda, że niejednymu w dekiel piźnie abo i we łbie szelonto, ale ni ma tam żodnego chacharstwa, żodnej łostudy – mówił. Wyliczył też, co jest w czasie karczmy do jedzenia, z tradycyją golonką na czele. – Łońskigo roku trefił się jedyn sztajger, kiery nie jod miynsa. Ale i o nim pamiyntali i narychtowali mu uwarzony blumkul – mówił, a publiczność w zabrzańskim Domu Muzyki i Tańca ryczała ze śmiechu. Blumkul, czyli kalafior.

Nawiązując do 20-lecia konkursu "Po naszymu, czyli po śląsku", Jerzy Kiolbasa mówił też o swojej żonie. – Jo z mojom Anom tyż się pomału do 20. rocznicy zbliżomy. Jo wom powiym tako recepta na szczynśliwe małżyństwo. My już na samym początku sie namówiyli, że mniyj ważne decyzje bydzie w naszym związku podejmować Ana, a taki ważniejsze, srogi decyzje, byda podejmować jo. I przez prawie te 20 lot w naszym małżeństwie, dziynkować Bogu, nie było ważniejszych decyzji – powiedział. Zasiadająca w jury prof. Dorota Simonides przekomarzała się z nim chwilę później na scenie, że z niego jakiś miglanc, bo na kopalni nigdy nie pracował, ale pióropusz ma biały, czyli z nadzoru.

Ślązak Roku 2012 urodził się i wychował w Rudzie 1, w parafii św. Józefa. Przez lata był animatorem muzycznym Ruchu Światło–Życie (właśnie na oazie poznał swoją żonę). Bywał też wodzirejem na weselach bezalkoholowych. Jest inżynierem energetykiem, obecnie mieszka w Rudzie-Kłodnicy.

Drugie miejsce zajęła Ewelina Kuśka z Jastrzębia-Zdroju za monolog poświęcony „Gupiymu Antkowi”, który – wbrew opinii otoczenia – wcale nie był taki głupi. Trzecie miejsce przypadło Stefanowi Kaczmarczykowi z Czekanowa za opowieść o pracy w rolnictwie w latach 50. XX wieku, w dawnym majątku von Donnersmarcka w Wieszowej, zamienionym na PGR.

Młodzieżowym Ślązakiem Roku został zaledwie 4-letni Mikołaj Dziedzic z Góry koło Pszczyny. Swoim monologiem – rozważaniem o wyborze przyszłego zawodu – tak rozśmieszył publiczność, że dostał długą owację na stojąco.

Na widowni siedzieli m.in. arcybiskupi katowiccy – aktualny Wiktor Skworc i senior Damian Zimoń, pojawił się też Jerzy Buzek. List do uczestników imprezy przysłał prezydent Bronisław Komorowski.

Honorowym Ślązakiem Roku 2012 został Józef Musioł, prezes Towarzystwa Przyjaciół Śląska w Warszawie, sędzia Sądu Najwyższego w stanie spoczynku, urodzony w Połomi pod Wodzisławiem autor 20 książek (m.in. „Chachary” czy „Od Wallenroda do Kordiana. Dramatyczne Ślązaków wybory”). Odbierając nagrodę, mówił, że konkurs Marii Pańczyk-Pozdziej „Po naszymu, czyli po śląsku” w ciągu ostatniego 20-lecia zrobił dla gwary śląskiej zdecydowanie najwięcej. – Gwara jest blisko serca, jest w nas. Niech ona rozkwita i żyje dalej. Ten 4-letni chłopak, który wystąpił tu przed chwilą, to dowód, że gwara nie zamarła i nie odejdzie wraz z moim pokoleniem – mówił.