O obrazie Matki Boskiej Kochawińskiej, pobożności maryjnej i nieustannej nowennie w 50. rocznicę obecności ikony w Gliwicach opowiada o. Mieczysław Kożuch, jezuita.
Klaudia Cwołek: Kiedy pierwszy raz spotkał się Ojciec z obrazem Matki Boskiej Kochawińskiej?
O. Mieczysław Kożuch SJ: To było w Starej Wsi, obraz znajdował się w kaplicy nowicjatu jezuitów, który rozpocząłem w 1963 roku. Matka Boża miała wtedy oryginalną sukienkę, przygotowaną na koronację obrazu w Kochawinie.
Jaka jest historia tej ikony?
Bardzo burzliwa, wpisana w zawieruchy wojenne i reżim komunistyczny. Kochawina, skąd pochodzi obraz, to obecnie Hnizdyczów na Ukrainie. To była mała miejscowość położona na Wschodnich Kresach przedwojennej Rzeczpospolitej. Jako datę początkową kultu obrazu przyjmuje się 1646 rok. Anna Wojankowska, dziedziczka Rudy (Kochawina należała do tej parafii), jechała przez bory, gdy niespodziewanie konie zatrzymały się i uklękły. Wtedy spostrzegła w dębie obraz Najświętszej Panny otoczony wielką jasnością. O całym zdarzeniu szybko opowiedziała księdzu plebanowi, a on zebrał ludzi i poszedł na wskazane miejsce. Obraz przeniesiono w procesji do kościoła w Rudzie, ale on w cudowny sposób powrócił do kochawińskiego lasku i według zeznań świadków zdarzyło się tak trzy razy. Wówczas postanowiono pozostawić wizerunek w miejscu, które, jak uznano, Matka Boża sama sobie obrała.
Skąd znamy tę relację?
Pochodzi z zeznań świadków, które najpierw spisano w 1740 roku, a później ponownie, w 1755 roku, gdy 24 osoby przed komisją złożoną z kanoników katedry lwowskiej złożyły świadectwa doznanych cudów i łask. Arcybiskup Mikołaj Ignacy Wyżycki wydał wówczas dekret uznający obraz Matki Bożej czczony w Kochawinie nie tylko za łaskami słynący, ale za cudowny.
Jak długo pozostawał on w pierwotnym miejscu?
W Kochawinie do 1944 roku, gdzie najpierw wybudowano dla niego kaplicę, a potem kościoły drewniany i murowany. W 1749 roku opiekę nad kaplicą i obrazem objęli karmelici, ale gdy w wyniku I rozbioru Polski Kochawina znalazła się pod zaborem austriackim, ich klasztor został zlikwidowany. Drewniany kościół, kaplicę oraz mały dom klasztorny oddano pod dozór proboszczowi z Rudy, który szybko przeniósł się do Kochawiny, bo rudeński kościół i jego mieszkanie spłonęły. Kult się rozwijał, podjęto więc decyzję o budowie nowej, murowanej świątyni, która mogłaby pomieścić wszystkich przybywających pielgrzymów. Od decyzji do realizacji upłynęło sporo czasu i budowę zakończono dopiero w 1894 roku, kiedy proboszczem Kochawiny był ks. Jan Trzopiński, bardzo zasłużony duszpasterz, który u schyłku swego życia postarał się, by do parafii przybyli jezuici i zatroszczyli się tu o życie duchowe i kult Matki Bożej. Największym świętem dla wiernych czcicieli Kochawińskiej Pani była koronacja cudownego obrazu 15 sierpnia 1912 roku. Wzięło w niej udział sto kilkadziesiąt tysięcy wiernych. Niestety, ten czas świetności przerwały obie wojny światowe, a potem na trwałe reżim komunistyczny. Nie znaczy to, że Matka Boża nie czuwała nad tym miejscem, bo Kochawina cudem ocalała po zakończeniu I wojny, gdy najbliższe dwory i probostwa, zarówno polskie, jak i ruskie, zostały doszczętnie zniszczone.
Kiedy jezuici przybyli do Kochawiny?
Wkrótce po śmierci ks. Trzopińskiego, w czerwcu 1931 roku. Dotrwali tam, nieraz narażając życie, do 1946 roku, kiedy o. Józef Piecuch wyjechał ostatnim transportem, przebrany i ukryty, cudem unikając aresztowania. Władze komunistyczne zamknęły sanktuarium, przekazując kościół do dyspozycji miejscowego kołchozu. Po przesunięciu granic Kochawinę przemianowano na Hnizdyczów. W 1991 roku, po kilkudziesięciu latach wyłączenia z kultu, kościół przejęła ukraińska cerkiew katolicka, a opiekę nad parafią powierzono redemptorystom.
A co stało się z obrazem?
Wiosną 1944 roku zorganizowane grupy banderowców masowo napadały na Polaków i zaczęto obawiać się także o kościół i obraz. Kiedy front przybliżał się do Kochawiny, w tajemnicy, pod osłoną nocy, umieszczono w ołtarzu wierną kopię ikony, a oryginał wraz z cenniejszymi przedmiotami, które udało się zachować do tej pory, przewieziono do Kolegium Ojców Jezuitów w Starej Wsi na Podkarpaciu.
Jak długo tam przebywał?
Dokładnie 21 lat. Obraz wymagał jednak konserwacji i trafił do pracowni artystycznej malarza Wacława Szymborskiego w Krakowie. Po wielu staraniach przywrócono jego pierwotny wygląd. Odrestaurowany wizerunek nie wrócił już do Starej Wsi, ale umieszczono go w głównym ołtarzu kaplicy siedziby Prowincjałów Towarzystwa Jezusowego w Krakowie, gdzie był czczony także przez dawnych mieszkańców Kochawiny. W 1972 roku w czasie obchodów 60. rocznicy koronacji obraz przeniesiono do połączonego z naszą kurią kościoła św. Barbary przy Małym Rynku. W procesji uczestniczyli dawni mieszkańcy Kochawiny i ostatni jej proboszcz ks. Józef Piecuch. Tutaj obraz był czczony do 1974 roku.
Następnym przystankiem były już Gliwice. Dlaczego obraz nie został w Krakowie?
Przybywający do Krakowa czciciele, głównie przesiedleni na tereny Polski mieszkańcy Kochawiny i jej okolic, zachęcali do poszukiwania odpowiedniejszego miejsca kultu. Ponieważ Gliwice po II wojnie światowej stały się domem dla bardzo dużej liczby Kresowiaków, wybór padł na parafię św. Bartłomieja w Gliwicach, którą od końca lat 40. XX wieku opiekowali się jezuici. Tutaj uroczysta intronizacja obrazu, który umieszczono w głównym ołtarzu, odbyła się 12 maja 1974 roku. Zgromadziła ona blisko 10 tysięcy wiernych, pośród nich także dawnych mieszkańców Kochawiny oraz innych miejscowości Kresów Wschodnich, a także licznych Ślązaków, również z zagranicy. W czasie uroczystości ogłoszono, że doroczny odpust będzie przypadał w drugą niedzielę maja każdego roku jako pamiątka tego wyjątkowego wydarzenia. Aby rozwijać kult Matki z Kochawiny, zorganizowano nieustanną nowennę, bardzo rozbudowaną. Był czas, gdy nabożeństwo ubogacały trzy chóry parafialne: dziecięcy, młodzieżowy i dorosłych. Powstawały także nowe pieśni ku czci Matki Bożej. Ponieważ w latach 80. parafia liczyła aż 37 tys. wiernych, ówczesny proboszcz o. Jan Kazimierz Jurkowski SJ podjął starania o budowę nowego kościoła na najdalej położonym osiedlu Kopernika. Władze komunistyczne kładły nam kłody pod nogi, ale ludzie był cierpliwi i po dziewięciu latach otrzymano zgodę. We wrześniu 1990 roku. miało miejsce poświęcenie placu pod budowę nowego kościoła oraz tymczasowej kaplicy, w której umieszczono kopię obrazu Matki Boskiej Kochawińskiej. Proboszczem młodej parafii został o. Stanisław Kiełb SJ, ale nowenny odbywały się nadal w kościele św. Bartłomieja. Przeniesienie obrazu w uroczystej procesji pod przewodnictwem biskupa gliwickiego Jana Wieczorka miało miejsce 26 sierpnia 1994 roku.
W tej samej procesji szedł Ojciec, wówczas w roli prowincjała jezuitów. Parafia św. Bartłomieja nie chciała zatrzymać obrazu w swoim kościele?
Nie obyło się bez trudności, wyniknął nawet dłuższy spór, bo bp Wieczorek chciał pozostawienia go u św. Bartłomieja, gdzie duszpasterstwo po nas przejęli księża diecezjalni. Dla nas, jezuitów, było jednak oczywiste, że cudowna ikona, którą otrzymaliśmy od arcybiskupa lwowskiego, idzie razem z nami. Zresztą podczas planowania podziału parafii św. Bartłomieja wyraźnie zostało ustalone, że nowy kościół na osiedlu Kopernika będzie zbudowany jako wotum dla Matki Boskiej Kochawińskiej. W 2020 roku bp Jan Kopiec ustanowił go diecezjalnym sanktuarium Matki Bożej Dobrej Drogi. W tym samym roku jako wotum za 25-lecie istnienia parafii ufundowano nowy ołtarz główny, w którym umieszczono obraz.
Stał się Ojciec nieformalnym kustoszem sanktuarium, najczęściej prowadzi środowe nowenny i przy wielu okazjach mówi o Matce Bożej. Skąd ta miłość?
Początki związane są z miejscem i z osobą. Osobą jest moja mama, a miejsce to znane sanktuarium maryjne w Starej Wsi, 25 km od miejscowości mego urodzenia. Mama od wczesnych lat prowadziła mnie do Starej Wsi na wielki odpust 15 sierpnia. Gdy była możliwość, odwiedzaliśmy Matkę Bożą Starowiejską jeszcze przy innych okazjach i to pięknie naznaczyło całe moje życie. Pójść, modlić się z ludźmi, posłuchać kazania na sumie i kręcić się pomiędzy kramami – to było marzenie. Tam uczyłem się wytrwałości, bo droga była trudna; podziwiałem i słuchałem darzonych wielkim szacunkiem w moich stronach „mądrych księży” z pasami na sutannach, czyli jezuitów. Często, gdy modlę się do Matki Bożej, proszę za wszystkie kobiety, a szczególnie mamy, by wpajały bez słów miłość do Niej i do wybranych przez Nią miejsc. Jestem wdzięczny, że przez całe moje życie przebywałem tam, gdzie czczono słynne obrazy Matki Bożej – w Krakowie, mieście przynajmniej dziewięciu koronowanych obrazów, Starej Wsi, Zakopanem i tutaj, w Gliwicach. To wielka łaska dla mnie – rozpoczynać życie zakonne przed obrazem Matki Boskiej Kochawińskiej i po sześćdziesięciu latach dalej się przed nim modlić.
Obraz nieznanego autora znajduje się w głównym ołtarzu sanktuarium w Gliwicach. W dole ma napis łaciński: O MATER DEI ELECTA ESTO NOBIS VIA RECTA (O Matko Boża wybrana, bądź dla nas prostą drogą do Pana).Kalendarium
Miejsca pobytu obrazu:
1646–1944 – Kochawina (Hnizdyczów),
1944–1965 – Stara Wieś,
1965–1974 – Kraków,
1974–1994 – Gliwice, kościół św. Barłomieja,
od 1994 – Gliwice, kościół MB Kochawińskiej, w 2020 roku ustanowiony diecezjalnym sanktuarium MB Dobrej Drogi.
8 września 2024 o 11.00 – Msza św. dziękczynna pod przewodnictwem bp. Sławomira Odera w 50. rocznicę przybycia obrazu Matki Boskiej Kochawińskiej do Gliwic i 30. rocznica ustanowienia parafii.
Nowenna do Matki Boskiej Kochawińskiej w sanktuarium odbywa się w każdą środę o 17.15, Msza św. o 18.00.