Gliwiczanin po biegu do Barcelony i spotkaniu z Lewandowskim: Niesamowite uczucie

"Zaczynałem, nie mając nic oprócz marzeń, a dotarłem w miejsce, gdzie chciałby być każdy. To niesamowite uczucie" - powiedział PAP Tomasz Sobania, który w 60 dni pobiegł z Gliwic do Barcelony i spotkał się z kapitanem piłkarskiej reprezentacji Polski Robertem Lewandowskim.

24-letni długodystansowiec wystartował ze stadionu Piasta Gliwice, a 4 listopada finiszował przed Camp Nou w Barcelonie. Pokonywał codziennie (z przerwami) dystans maratonu (42 km).

"Pod koniec moje ciało się przyzwyczaiło do wysiłku, byłem za to zmęczony psychicznie po dwóch miesiącach życia w kamperze. Trudno było mi się zmobilizować do wyjścia na trasę" - dodał.

Już w Hiszpanii spotkała go przykra przygoda.

"Dwa dni przed metą, na parkingu, w biały dzień, do naszego kampera wbiegł jakiś mężczyzna, zabrał co mógł i uciekł. Straciłem m.in. zegarek, gdzie były zapisane dane ze wszystkich biegów i treningów. To było dla mnie niepojęte, przykre, ale nie odebrało radości" - stwierdził

Grupa przyjaciół sprawiła mu niespodziankę, witając go w stolicy Katalonii.

"Wyściskali mnie, polał się szampan. Przyleciała też Hania, dla której zbierałem pieniądze biegnąc rok wcześniej do Rzymu. To był niezwykły moment" - zaznaczył Sobania.

Od początku zabiegał o spotkanie z napastnikiem hiszpańskiego klubu i polskiej kadry. Długo nie było wiadomo, czy mu się to uda.

"Spotkaliśmy się w hotelu pod Barceloną. Kiedy przyjechał butelkowozielonym samochodem, serducho mocniej zabiło. Pogratulował mi biegu, interesowała go sportowa strona przedsięwzięcia, przygotowania. Porozmawialiśmy o jego życiu. Dzień wcześniej byłem na meczu Barcelony. Ciekawiło mnie, jak to jest wyjść na stadion, gdzie jest 100 tysięcy ludzi, którzy kibicują, ale jednocześnie oczekują dobrego występu" - wyjaśnił biegacz.

Zaznaczył, że tematem rozmowy z piłkarzem było też spełnianie marzeń.

"Pogadaliśmy o tym, jak trudno robić to, czego się naprawdę chce, a nie dostosowywać do oczekiwań innych osób. To było niezwykłe spotkanie. Miałem poczucie największego spełnienia w życiu. Zaczynałem, nie mając nic oprócz marzeń, a dotarłem w miejsce, w którym chciałby być każdy. To było niesamowite uczucie" - powiedział.

Jego bieg do Hiszpanii stanął kilka miesięcy temu pod znakiem zapytania, kiedy wycofał się sponsor. Ostatecznie do wyprawy doszło. Miała też wymiar charytatywny. Biegacz promował internetową zbiórkę pieniędzy dla dziecięcego klubu (świetlicy) działającego w Gliwicach. Chodzi o środki na dokończenie remontu pomieszczeń i opłacenie psychologów, terapeutów. Zapraszał też na trasie do odwiedzenia Śląska, Polski i przyjechania na przyszłoroczne Igrzyska Europejskie (Kraków-Małopolska).

"Zebraliśmy 50 tys. złotych, do założonego celu brakuje 10 tys. Zbiórka jeszcze trwa, może się uda wykonać plan" - powiedział.

Nie ukrywał, że po powrocie do Gliwic odpoczywa od biegania.

"Od początku przyszłego roku rozpocznę przygotowania do kolejnej wyprawy. Mam dwa pomysły - bieg do Maratonu w Grecji i z powrotem, albo do Jerozolimy, jakkolwiek szalenie to brzmi" - oświadczył.

Na trasie do Barcelony towarzyszyło mu troje współpracowników - kierowca, fizjoterapeuta i operator kamery.

"Dwa miesiące życia w kamperze, w czwórkę na małej przestrzeni, to było wyzwanie. Przez większość czasu dogadywaliśmy się super, ale też były dwa momenty, kiedy niewiele brakowało, by +poleciały noże+. Teraz z jednej strony cieszę się, że mam spokój, z drugiej - czuje się dziwnie sam" - podsumował ze śmiechem biegacz.

Sobania spędzał codziennie w trasie ok. 6 godzin z dwoma półgodzinnymi przerwami. Każdego wieczoru przez trzy godziny był poddawany zabiegom fizjoterapeutycznym.

Rok wcześniej biegnąć do Rzymu, gdzie uczestniczył w audiencji u papieża, zebrał 50 tys. złotych dla chorej na nowotwór dziewczynki.

« 1 »