Uroczystości pogrzebowe ks. Rudolfa Beera odbyły się w parafii św. Józefa w Zawadzie Książęcej, której przez ponad 30 lat był proboszczem.
Ksiądz Rudolf Beer zmarł w 85. roku życia i w 62. roku kapłaństwa - w niedzielę 24 października w Strzebiniu, gdzie mieszkał przez ostatnich 13 lat. Do końca - pomimo choroby nowotworowej, z którą zmagał się od dwóch lat - pomagał duszpastersko w parafii Świętego Krzyża. Tam też była pierwsza stacja modlitwy za niego. Wczoraj od południa w kościele trwało czuwanie przy jego trumnie.
Dzisiejszej Mszy św. pogrzebowej w Zawadzie Książęcej przewodniczył bp Jan Wieczorek. - Od seminarium byliśmy sobie bliscy. Dzisiaj w Ofierze eucharystycznej dziękujemy za twoje życie i twoją duszpasterską posługę - powiedział emerytowany pierwszy biskup gliwicki.
Na uroczystości obecna była rodzina Zmarłego, siostry zakonne oraz parafianie z Zawady i Strzebinia; a wśród koncelebrujących m. in. księża, którzy razem z nim przyjmowali święcenia kapłańskie.
Homilia ks. Sebastiana Mareckiego:
- Najważniejszym testamentem, który zostawił nam ksiądz Rudolf nie jest testament duchowy, który czytamy, albo takie czy inne dzieło jego życia. Testamentem, który nam zostawił jest on sam. Przez to jaki był, jak żył wśród nas, jak nam służył - powiedział w homilii ks. Sebastian Marecki, proboszcz parafii w Strzebiniu.
Zwrócił uwagę na trzy ważne elementy życia księdza Beera, którymi były modlitwa, świadome przyjęcie krzyża i uwielbienie.
- Modlitwa to nie jest tylko moje pragnienie czy ochota. To jest przymierze, coś całkowicie podstawowego. I tak wyglądała modlitwa księdza Rudolfa. Kiedy choroba zaczynała się już bardzo mocno odzywać, to jego główną troską było to, że trudno mu poprawnie odmawiać brewiarz. Z przejęciem mówił mi „proszę księdza, ja się gubię” - wspominał.
Do jego trumny włożony został mały, mocno już wytarty, krzyżyk, który towarzyszył mu całe życie, który trzymał w rękach zawsze podczas modlitwy.
Jak zauważył ks. Marecki, krzyżem były dla niego choroba i niedogodności podeszłego wieku, ale też rozłąka z rodziną, która mieszkała w Niemczech. - To, że zaakceptował takie wymagania życia, takie wymagania krzyża, zaowocowało jeszcze większą miłością i przywiązaniem do swoich parafian. A jego życie, zwłaszcza służba Mszy św., to było uwielbianie Boga - podkreślił.
Wspominał też wspólne rozmowy o muzyce w liturgii. - Kiedyś rozmawialiśmy o roli pauzy w muzyce. W pewnym momencie powiedział „w muzyce cisza też jest grą”. To dotyczy również tej chwili, którą dziś przeżywamy. Usta księdza Rudolfa już nie będą nam głosić Ewangelii, ręce nie będą nam podawać Komunii świętej, ale przecież przykład życia, który nam zostawił, będzie do nas dalej przemawiał - zauważył.
Modlitwa na cmentarzu parafialnym w Zwadzie Książęcej. Mira Fiutak /Foto GośćNa zakończenie Eucharystii, ks. Rudolfa Beera wspominał jego kolega kursowy ks. Jan Szywalski. Obaj pochodzą z Krapkowic Otmętu, mieszkali na jednej ulicy, chodzili do jednej szkoły, a potem połączyła ich też droga w kapłaństwie. Podziękowania złożyli również przedstawiciele rad parafialnych z Zawady Książęcej i Strzebinia.
Modlitwie na cmentarzu przewodniczył ks. Andrzej Śmieszek, proboszcz parafii w Zawadzie Książęcej. Ks. Rudolf Beer, zgodnie ze swoją wolą, został pochowany na tutejszym cmentarzu parafialnym.