W Gliwicach odbył się pogrzeb redemptorysty o. Józefa Markowicza, wieloletniego kapelana tutejszych szpitali.
Uroczystość pogrzebowa odbyła się dziś w kościele Podwyższenia Krzyża Świętego w Gliwicach, gdzie o. Józef Markowicz służył przez 33 lata, będąc kapelanem szpitalnym. - W tę posługę wkładał całe swoje serce i siły - powiedział proboszcz o. Piotr Świerczok CSsR.
- Wyróżniały go dwie cechy: modlitwa i ruchliwość. Często można go było spotkać w kaplicy klasztornej, chętnie prowadził adorację Najświętszego Sakramentu i Koronkę do Miłosierdzia Bożego. Wyjeżdżał na liczne spotkania z wiernymi w różne zakątki kraju, m. in. do Warszawy i Rzeszowa. Docierał do ludzi pieszo, komunikacją miejską, rowerem i samochodem. Był otwarty na potrzeby ludzi i zawsze miał dla nich czas - wspominał zmarłego.
Słowo o. Piotra Świerczoka na rozpoczęcie:
Mszy św. pogrzebowej przewodniczył bp Andrzej Iwanecki, a wśród koncelebrujących był m.in. o. Dariusz Paszyński CSsR, wikariusz prowincjała redemptorystów, który wygłosił homilię. Przypomniał, że w życiu czasem doświadczamy sytuacji, wobec których stajemy bezradni.
- Tym, co może nas z tej bezradności wyprowadzić jest nadzieja, ale nie ta ludzka, pokładana w swoich możliwościach, postępie, ale nadzieja pokładana w Bogu - powiedział.
Zdjęcie śp. ojca Józefa Markowicza ustawione obok trumny. Mira Fiutak /Foto GośćOpowiedział o wielowiekowej tradycji związanej z ceremonią pogrzebową przedstawicieli rodu Habsburgów, których krypta rodzinna znajduje się w kościele kapucynów w Wiedniu. Kiedy dociera do niej kondukt żałobny, zza zamkniętych drzwi pada pytanie: „kto chce wejść?”. Ceremoniarz odpowiada w imieniu zmarłego, wymieniając wszystkie jego tytuły. Z drugiej strony słyszy: „Nie znam takiego”. Kiedy na postawione po raz kolejny pytanie odpowie: "Biedny grzesznik…", drzwi otwierają się.
- Bo w krypcie nie pytają o tytuły, zaszczyty, bogactwo, znajomości, ale o nadzieję w Bogu. Jeśli będziemy mieć tę kotwicę, to w sytuacjach bezradności nie będziemy rozdygotani. Nadzieja na życie wieczne jest pewna. O ojcu Józefie Markowiczu można powiedzieć, że był misjonarzem nadziei, ponieważ niósł ją drugiemu człowiekowi. Potrzebującemu, zranionemu, bezradnemu. Jakże często spotykał takich w szpitalach i swoim łagodnym usposobieniem dla niejednego był jak lekarstwo - powiedział redemptorysta.
Homilia o. Dariusza Paszyńskiego:
O. Józef Markowicz miał 87 lat. W zakonie przeżył prawie 70 lat, najpierw jako brat, przyjmując imię Marcin. W 1975 roku otrzymał święcenia kapłańskie z rąk papieża Pawła VI. Towarzyszył mu wtedy w Rzymie o. Jan Noga CSsR, obecnie kapelan gliwickich szpitali. Chociaż dużo młodszy, był jego wychowawcą w seminarium. Później spotkali się w gliwickiej parafii. Wtedy to on ojcu Janowi pomagał odnaleźć się w logistyce nieznanego mu miasta.
Po zarażeniu koronawirusem ojciec Markowicz przebywał w szpitalu, gdzie zmarł 2 listopada. - Znamienne i wzruszające jest to, że ten, który służył chorym przez tyle lat, właśnie w szpitalu złożył swoje życie w ręce Pana. Tam, wśród chorych, tych najbardziej teraz osamotnionych, Pan po niego przyszedł i powiedział „chodź do Mnie” - zauważył bp Andrzej Iwanecki.
Słowo bp. Andrzeja Iwaneckiego:
Podziękowania przedstawicieli wspólnot:
Na zakończenie swoje podziękowanie wyrazili przedstawiciele wspólnot, którym służył zakonnik - „Odrodzenie” z Warszawy i Rzeszowa oraz „Magnificat” z gliwickiej parafii redemptorystów
O. Józef Markowicz spoczął na Cmentarzu Centralnym, obok innych ojców redemptorystów. Uroczystościom w kościele i na cmentarzu towarzyszyła orkiestra dęta KWK „Sośnica”.
Redemptorysta został pochowany na Cmentarzu Centralnym w Gliwicach. Mira Fiutak /Foto Gość