Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

Wędrują zastępy świętych

– Pracował w samotności. Zawsze zaczynał od modlitwy. Jak mu nie szło, rzucał wszystko i cały dzień go nie było. Prawdziwy artysta – mówi o Norbercie Paprotnym Józef Wloka, kościelny z parafii św. Anny w Zabrzu.

Pochodzący z Zabrza artysta malarz zmarł 2 lipca w Szwajcarii, gdzie mieszkał. Po latach przymusowej emigracji spoczął na cmentarzu w rodzinnym mieście. Urodził się 6 maja 1928 r. w Pawłowie jako syn górnika. Po ukończeniu podstawówki w Kończycach uczył się na malarza pokojowego. Zdał egzamin czeladniczy, po czym pracował w zabrzańskich firmach Fulczyk i Barwa oraz katowickiej Spółdzielni Malarzy, równocześnie kończąc wieczorowe LO w Katowicach. Studia na ASP w Krakowie, m.in. w pracowniach mistrzów polskiego koloryzmu – Eibischa, Taranczewskiego, Rzepińskiego – ukończył dyplomem z malarstwa sztalugowego i monumentalnego oraz grafiki w 1959 roku.

Nie tylko malarstwo

Oprócz obrazów Norberta Paprotnego pochłonęły monumentalne dzieła w kościołach i budynkach użyteczności publicznej. Uczestniczył w życiu artystycznym regionu: był członkiem Związku Polskich Artystów Plastyków, Grupy Zabrze, wystawiał w kraju i za granicą. Otrzymał specjalne wyróżnienie na Międzynarodowej Wystawie Malarstwa w Monte Carlo (1962 r.). W świątyniach realizował malarstwo ścienne, mozaikę i witraż. Był autorem polichromii, m.in. w kościołach w: Brzezinach Śląskich (1965 r.), św. Floriana w Chorzowie (1966 r.), Najświętszego Serca Pana Jezusa w Bieruniu Nowym (1966 r.), św. Anny w Świerklanach (1967 r.), Ścięcia św. Jana Chrzciciela w Goduli (1967 r.), św. Wawrzyńca w Wirku (1968 r.), św. Bartłomieja w Haźlachu (1969 r.). Niestety, z czasem jego prace ulegały zniszczeniu. Jako współczesne nie były otaczane konserwatorską opieką. W bazylice w Panewnikach ocalał natomiast jego cykl przedstawiający życie św. Franciszka. Ceramiczne, majolikowe mozaiki Paprotnego miały się lepiej. W kościele św. Floriana w Chorzowie artysta wykonał cztery monumentalne obrazy, przedstawiające wydarzenia po zmartwychwstaniu (1966 r.). U św. Anny w Świerklanach – ostatnią wieczerzę w prezbiterium oraz drogę krzyżową w formie obrazu obejmującego w trzech pasach czternaście stacji męki Chrystusa (1967 r.). W tym samym roku zrealizował mozaikę w prezbiterium kościoła NMP Matki Zbawiciela w Mikołowie. Jego dzieła można oglądać też w Bujakowie, Kokoszycach, Chwałowicach, Rybniku, Bielsku i Tarnowie.

Ważne są symbole

Do dziś zachowały się dekoracje ścienne w Teatrze Nowym w Zabrzu i mozaika MB Częstochowskiej w bocznej nawie kościoła św. Józefa (1970 r.). Artysta wykonał też freski w prezbiterium kościoła św. Anny (1970 r.). Józef Wloka, kościelny i naoczny świadek jego pracy, wspomina: – Pracował w samotności. Zawsze zaczynał od modlitwy. Jak mu nie szło, rzucał wszystko i cały dzień go nie było. Prawdziwy artysta – uśmiecha się. Freski powstały w rok. Prezbiterium wypełnił tłum postaci. Niestety, późniejsza renowacja mocno zmieniła oryginał. Sceny figuralne, te malowane i ceramiczne, mają statyczny klimat. Istotne są symbole. W budowie postaci widać silne uproszczenie. Kontury nieostre, dominuje kolor – autor był przede wszystkim malarzem. Jego niezwykle barwne malarstwo z pogranicza abstrakcji ma niepowtarzalny klimat, wynikający z wrażliwości i niewątpliwie również z życiowych doświadczeń.

Wolność twórcza

Po tym, jak wygrał konkurs na malowanie bazyliki w Panewnikach (1962 r.), Norbertem Paprotnym zainteresował się Urząd Bezpieczeństwa. Zaczęły się przesłuchania, potem – namowy do współpracy. Miał informować o księżach, u których pracował. Po wielokrotnych odmowach spotkały go groźby i szykany. Po 9 latach psychicznego nękania w 1972 r. uciekł w desperacji z rodziną do Szwajcarii. Tam pracował w pracowni witraży i jako nauczyciel malarstwa, rysunku i mozaiki w szkole wieczorowej Migros. W 1979 r. założył Atelier Kunst- schule N. Paprotny w Zurychu – jedyną w Szwajcarii szkołę z dyrektorem, nauczycielem, administratorem i sprzątaczką w jednej osobie. Uczniami byli dorośli z różnych środowisk, od kucharek po lekarzy, prawników, naukowców i dyrektorów. Przeważnie utalentowani, pragnący nadrobić zaprzepaszczone marzenia. Artysta wspominał: „Był to dla mnie okres wielkiej satysfakcji osobistej, zdobycia wielu przyjaciół i sympatyków mojej sztuki wśród ludności Szwajcarii. Finansowo stworzyłem sobie skromny byt i wolność twórczą. W tygodniu trzy dni nauczania, reszta – praca własna”. Szkoła działała do 1993 roku. W 75. rocznicę urodzin malarza jego twórczość rodzimej publiczności przypomniała ekspozycja w Muzeum Miejskim w Zabrzu. Potem były wystawy w Warszawie i Katowicach. Jego obrazy są dziś w zbiorach muzeów w Zabrzu i Gliwicach. A po ścianach śląskich świątyń wędrują jego zastępy świętych. Msza pogrzebowa odbyła się 21 lipca w kościele św. Anny w Zabrzu.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy