Uroczystości pogrzebowe zamordowanej w Boliwii wolontariuszki odbędą się 18 i 19 lutego.
W sobotę 18 lutego o 19.30 u księży salwatorianów w Trzebini zostanie odprawiona Msza św. Po Eucharystii przy trumnie Helenki trwać będzie czuwanie Wolontariatu Misyjnego "Salvator". Sobotnie uroczystości żałobne zakończy Apel Jasnogórski.
W niedzielę 19 lutego o 15.00 w parafii św. Barbary w Libiążu rozpocznie się Msza św. Po niej kondukt żałobny wyruszy na cmentarz parafialny.
O datach i miejscu pogrzebu poinformował bp Jan Zając; zmarła była wnuczką jego brata.
Helena Kmieć, która należała do Wolontariatu Misyjnego "Salvator", zginęła 24 stycznia w Boliwii. Wyjechała tam wraz z Anitą Szuwald, również należącą do WMS, a swoją misję dziewczyny rozpoczęły 9 stycznia. Przez pół roku miały pomagać Zgromadzeniu Sióstr Służebniczek Dębickich w prowadzeniu ochronki dla dzieci. Helena poznała je podczas Światowych Dni Młodzieży i wtedy zapragnęła wyjechać na misje do Boliwii.
24 stycznia nad ranem polskiego czasu Helena Kmieć została zabita przez napastnika z nożem, który napadł ochronkę dla dzieci w mieście Cochabamba w Boliwii, gdzie Helena pracowała. 9 lutego skończyłaby 26 lat.
Wczoraj jej przyjaciele z WMS opublikowali na swojej stronie specjalne oświadczenie, w którym raz jeszcze poprosili wszystkich o delikatność i niedociekanie w kwestii szczegółów napadu na ochronkę.
"Ze względu na wiele czynników (toczące się postępowanie organów ścigania, skomplikowaną kwestię transportu ciała Helenki do Polski, a nade wszystko szacunek dla Anitki i Rodziny Helenki) nie możemy poinformować Państwa o niektórych faktach, w tym o przebiegu napadu. Jeszcze raz podkreślamy, że nadrzędne jest dla nas dobro i wola tych, którzy przeżywają życiowy dramat" - napisali.
Podkreślili też, że Anita i Helena były w pełni świadome tego, dokąd i po co wyjeżdżają, a do misji przygotowywały się z rozwagą i odpowiedzialnością.
"Spełniły wszystkie wymagania dotyczące posługi, zarówno te stawiane przez Wolontariat Misyjny Salvator, jak i przez placówkę przyjmującą. Ich misja była poprzedzona długą formacją duchową w WMS, nieustającym zaangażowaniem w działania Wspólnoty oraz przygotowaniem merytorycznym (...). Dziewczyny miały zapewnione bardzo dobre warunki na placówce misyjnej w Cochabambie. Mieszkały w czekającej na rychłe otwarcie ochronce dla dzieci, w sąsiednich pokojach. Siostry dbały o ich bezpieczeństwo i komfort. Budynek był zabezpieczony murem i kratami w oknach, wszystkie drzwi i okna były zamykane na noc. Wolontariuszki zostały uwrażliwione na kwestie bezpieczeństwa i ich przestrzegały. Anita i Siostry Służebniczki zrobiły w tej sytuacji wszystko, co było w ich mocy, zarówno w kwestii wcześniejszego zapewnienia bezpieczeństwa, jak i udzielenia Helence natychmiastowej pomocy po ataku. Dowody wskazują, że napad miał charakter rabunkowy, jednak sam oskarżony nie wypowiedział się w tej kwestii. Policja znalazła u niego rzeczy skradzione z ochronki. Pozostaje niejasne, czy napastnik wiedział, że w budynku znajdują się Wolontariuszki. Helenka (ani żadna z przebywających tam kobiet) nie padła ofiarą przemocy na tle seksualnym" - wyjaśnili.
W oświadczeniu członkowie WMS dodali również, że Anita ani żadna z sióstr nie ucierpiały fizycznie w trakcie napadu.
"Trzeba jednak pamiętać, że powrót do normalnego życia po takiej tragedii jest dla nich trudnym i długotrwałym procesem. Dlatego ważne jest uszanowanie ich spokoju, wstrzymanie się od niepotrzebnych i krzywdzących komentarzy. Zgodnie z wolą Anity i ze względu na jej dobro, informacja o jej powrocie do Polski była tajna. Zapewniamy, że Anitka jest bezpieczna i wraca do siebie w otoczeniu najbliższych. Prosimy o modlitwę za Nią i wszystkich, którzy są dla niej wsparciem" - przypomnieli, dziękując również wszystkim za modlitwę w intencji śp. Heleny i jej bliskich.