– To odpowiedzialność, ale połączona z radością. Tu nie ma wielkiej spiny – mówi Wojtek Jaśkiewicz, tegoroczny maturzysta, o prowadzeniu zastępu kilkuletnich skautów.
Pobudka wśród szumu lasu i zapachu igliwia o 7.00, dla najmłodszych – trochę później. Zanim zacznie się nowy dzień imię, każdego z nich instruktorzy wypowiadają przed Bogiem. Powierzają Temu, dla którego ćwiczą się w skautingu. Kokotek koło Lublińca. Pole obozowe zaczyna żyć kolejnym dniem. Zaraz wszystkie zastępy zbiorą się na apelu. Staną dookoła, przy krzyżu, który góruje nad placem. Dwie sosnowe belki połączone sznurkiem. W całym obozowisku nie ma wbitego ani jednego gwoździa. Nawet domek na palach mieszkający w nim najstarsi skauci zbudowali bez ich używania. Wszystko stabilne i wytrzymałe. Na maszt wciągają flagi. Zwykły apel – meldunki, ważne sprawy obozowe. A potem modlitwa, niektórzy podnoszą ręce, uwielbiają Tego, któremu służą. Są Skautami Króla.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.