Osterreiten, tradycyjna procesja konna w Ostropie to symbol drugiego dnia świąt Zmartwychwstania Pańskiego.
Wielkanocne procesje konne, czyli kawalkady, odbywają się w wielu miastach Górnego Śląska i Opolszczyzny, lecz to jedyny region w Polsce, gdzie można je spotkać. Zwyczaj ten przywędrował z zachodniej Europy, prawdopodobnie z Niemiec, Szwajcarii lub Tyrolu, gdzie jest kultywowany do tej pory.
Niektóre źródła wywodzą początki od morawskiego zwyczaju "chodzenia za Bogiem" - wychodzenia z domu, aby spotkać się ze Zmartwychwstałym i zamanifestować swoją radość. Choć podobne procesje odbywają się w całej Europie, w innych krajach najczęściej nie mają związku z Wielkanocą.
Jedna z najstarszych procesji konnych odbywa się w Ostropie, dzielnicy Gliwic. Jak podkreśla ks. Robert Chudoba, który w tzw. rajtowaniu bierze udział od ponad 30 lat, ostropskie kroniki parafialne już w 1711 r. podają, że zwyczaj ten istnieje "od niepamiętnych czasów".
Zgodnie z tamtejszą tradycją, o godz. 13. procesja wyjeżdża spod kościoła pw. Ducha Świętego. Na jej czele powożony jest udekorowany krzyż procesyjny, a za nim figura Chrystusa Zmartwychwstałego, paschał oraz krzyż ze stułą. Jeźdźcy poruszają się w rzadko spotykanym szyku trójkowym.
Jeźdźcy wiozą na koniach figurę Chrystusa Zmartwychwstałego, paschał oraz krzyż ze stułą Szymon Zmarlicki /Foto Gość Osterreiten, nazywane także Osterritt, jest przede wszystkim okazją do modlitwy w intencji urodzajów oraz Bożego błogosławieństwa w każdej pracy. Przez całą drogę jeźdźcy śpiewają wielkanocne pieśni.
Wierni na tę okazję ubierają się w stroje jeździeckie, na które zakładają czarne skórzane kurtki. Dodatkowo mężczyźni zaznaczają swój stan cywilny poprzez wieńce z bukszpanu przełożone przez ramię i ozdobione kwiatami. Żonaci przyodziewają jeden, natomiast kawalerowie - dwa, noszone na krzyż.
Dawniej prawo uczestnictwa w procesji w Ostropie mieli tylko parafianie - w zasadzie gospodarze, którzy mieli własne konie. Wielu z nich nadal trzyma je tylko na tę jedną okazję w roku. Od pewnego czasu wierzchowce są także wypożyczane z okolicznych stajni, a w procesji biorą udział również osoby spoza dzielnicy, chcące liczebnie wspomóc uroczysty orszak.
Czterogodzinna procesja objeżdża wokół granic miejscowości, po czym wierni na koniach wracają pod kościół. Około 14.30 procesja zatrzymuje się na dwudziestominutową przerwę. Mieszkanki Ostropy częstują wówczas jej uczestników kafyjem i kołoczem, czyli kawą i ciastem.
Przez pola orszak podjeżdża aż w okolice bramek na autostradzie A4 Szymon Zmarlicki /Foto Gość Na zakończenie orszak objeżdża kościół, a potem wszyscy uczestniczą w krótkim nabożeństwie. Po nim kawalerowie rzucają wieńce, starając się zaczepić je na krzyżu misyjnym. Komu się to uda, w tym roku ożeni się albo pozna swoją ukochaną.
Według ks. Chudoby procesje konne formowane były też kiedyś w innych gliwickich parafiach - sam pamięta z dzieciństwa orszaki z kościoła św. Antoniego w sąsiadującej z Ostropą Wójtowej Wsi. Na granicy między tymi dzielnicami następowało zderzenie się krzyży, albo inaczej: całowanie się krzyży procesyjnych.
Procesji w Wójtowej Wsi już nie ma, jednak w procesji w Ostropie w ub. roku wzięło udział ok. 90 osób na koniach. Co roku ich liczba ma raczej tendencję wzrostową. Według ks. Chudoby tradycja ma się tam dobrze m.in. dlatego, że zabytkowy kościół w dzielnicy jest poświęcony św. Jerzemu - patronowi żołnierzy, rycerzy oraz koni.
O tym, że uczestnicy procesji poruszają się konno, mógł zadecydować właśnie kult św. Jerzego. W dniu tego świętego gospodarze udawali się kiedyś konno do proboszcza, po błogosławieństwo dla zwierząt na trud prac polowych. Ponieważ wspomnienie św. Jerzego przypada w pobliżu Wielkanocy - przeniesiono ów zwyczaj na wielkanocny poniedziałek.
Zobacz fotorelację z rajtowania w Ostropie w GALERII ZDJĘĆ.