Zdarzyło się 71 lat temu w pałacu w Pławniowicach. Wokół płonął świat, a kapelan…
Zespół Pałacowo - Parkowy w Pławniowicach, luty 2016 r. Po prawej stronie - wejście do d. kaplicy pałacowej, dziś kościoła parafialnego Andrzej Kerner /Foto Gość Wydany niedawno – po 70 latach zapomnienia i funkcjonowania w drugim obiegu – „Dziennik księdza Franza Pawlara” jest lekturą niezwykłą. Wcale nie ze względu na wspominane w nim zbrodnie Armii Czerwonej na cywilnej ludności Górnego Śląska. O tym już trochę wiemy.
Opisy zdziczenia obyczajów po wkroczeniu armii sowieckiej czy nagłej przemiany lokalnych wodzów NSDAP w konfidentów rosyjskiej komendantury są równie wstrząsające. Budzi podziw równowaga ducha autora dziennika pierwszych miesięcy 1945 r. w pałacu w Pławniowicach i w okolicy. Trochę o tym TUTAJ.
A oto co zapisał pod dzisiejszą datą 6 marca 71 lat temu. Swoją drogą, ciekawe, co na to powiedzieliby specjaliści od ewangelizacji?
Wtorek, 6 marca 1945 r.
(…) Gdy przez kolejne pół godziny pogrążam się w głębokiej modlitwie pozostając sam na sam z moim brewiarzem, więc nie zauważam jak nagle otwierają się drzwi do mojego pokoju. Bez pukania i bez jednego słowa powitania lub wyjaśnienia wszedł do mojego pokoju jakiś Rosjanin. Za nim drugi, trzeci, aż w końcu było ich w moim pokoju dwunastu. Gapili się z zainteresowaniem dookoła, ale nikt z nich nie wypowiedział jednego słowa. „Dziwne maniery”- pomyślałem w duchu. „Skoro wy nic nie mówicie, to i ja nie potrzebuję rozmawiać z wami” - kontynuowałem swą myśl.
Zachowuję się więc jakby byli powietrzem i wścibiam nos w brewiarz.
- Jakiś pop, on się modli - powiedział nagle jeden z obecnych.
- Jest Pan osobą duchowną? - spytał podoficer.
- Tak - odpowiedziałem.
- Modli się Pan do Pańskiego Boga. Myśli Pan, że naprawdę istniej jakiś Bóg? - zapytał.
- Gdybym nie wierzył, że Bóg istnieje, porzuciłbym to marne życie, jak niektórzy - odpowiedziałem.
- Ale skąd Pan wie, że jakiś Bóg istnieje? Przecież go Pan nie widział? - dopytywał.
Ks. Franciszek Pawlar (+1994) na emeryturze w rodzinnych Bieńkowicach k. Raciborza, lata 80. XX wieku Archiwum rodzinne /Silesia Progress W ten sposób rozpoczęliśmy rozmowę na temat empirycznych przesłanek i dowodów na istnienie Boga. Na początek poczęstowałem każdego papierosem, usiedli po turecku na podłodze, gdzie kto mógł. Zacząłem od biogenetycznych dowodów na istnienie Boga. (….)
Dawno już nie miałem tak uważnego audytorium, jak tych dwunastu Rosjan. Rozmowa poświęcona sprawom religii i Boga trwała ponad godzinę i, co istotne, obie strony dyskusji były w nią równie szczerze zaangażowane. Po tym czasie, nagle i ze srogą miną wkroczył do pokoju jakiś podporucznik i spytał podoficera, co tutaj robi ze swoimi ludźmi. Następnie rozkazał mu powrót do służby. Można było zauważyć, że jeśli nie z powodu dyskusji, to na pewno z powodu panującego na zewnątrz mrozu, Rosjanie bardzo niechętnie opuszczali mój pokój. Siostry i pozostali mieszkańcy domu, przez cały czas ich obecności w moim pokoju, zamartwiali się, co się ze mną stanie”
„Dziennik księdza Franza Pawlara”, s. 97-98
____________________________________________
Więcej na temat „Dziennika...” w „Gościu Opolskim” nr 11/13 marca. Spotkanie z Leszkiem Jodlińskim, jego tłumaczem i redaktorem odbędzie się w piątek 11 marca o godz. 17 w Muzeum Śląska Opolskiego (Opole, Mały Rynek 7, wejście od ul. Muzealnej).