Miliona złotych zadośćuczynienia i 2,5 tys. zł renty żąda m.in. od zakonu boromeuszek były wychowanek ośrodka opiekuńczego sióstr, gdzie stosowano przemoc fizyczną i psychiczną. Pozwał też kierującą ośrodkiem siostrę Bernadettę, skazaną za taką przemoc na 2 lata więzienia.
Pozew mężczyzny zaczął badać Sąd Okręgowy w Warszawie. Mecenas Przemysław Rosati, adwokat Pawła (prosił o niepodawanie innych danych), wniósł o wydanie wyroku zaocznego wobec Agnieszki F., czyli siostry Bernadetty, wobec jej niestawiennictwa (przebywa w zakładzie karnym) i niezajęcia przez nią merytorycznego stanowiska na piśmie. Sąd jednak odmówił, zaś adwokat uważa, że nie wydając takiego wyroku, naruszył przepisy.
W sądzie nie stawili się ani powód (nie miał takiego obowiązku), ani świadkowie. Były to pracownice ośrodka w Zabrzu, które wystąpiły do sądu okręgowego, aby - z powodu ich podeszłego wieku i złego zdrowia - przesłuchano je w miejscu zamieszkania. Sąd zastanowi się nad tym wnioskiem.
S. Bernadetta napisała sądowi, że nie chce uczestniczyć w rozprawie i poprosiła, by jej nie doprowadzać do sądu, a "merytoryczne stanowisko zajmie w przyszłości".
Słysząc to, mec. Rosati wystąpił o wydanie tzw. wyroku zaocznego wobec Agnieszki F. Według art. 339 Kodeksu postępowania cywilnego, "jeżeli pozwany nie stawił się na posiedzenie wyznaczone na rozprawę albo mimo stawienia się nie bierze udziału w rozprawie, sąd wyda wyrok zaoczny". W tym wypadku przyjmuje się za prawdziwe twierdzenie powoda o okolicznościach faktycznych przytoczonych w pozwie, chyba że "budzą one uzasadnione wątpliwości".
Sędzia Bernard Chazan oddalił wniosek, uznając że na "tym etapie sprawy" jest on nieuzasadniony. Powołał się na "charakter sprawy" oraz to, że w jej toku będzie badana krzywda i wysokość roszczenia, a także "sytuacja pozwanej, która przebywa w odosobnieniu". Mec. Rosati złożył do protokołu oświadczenie, że sąd naruszył art. 339 Kpc.
Paweł trafił do ośrodka boromeuszek w Zabrzu, gdy miał dwa lata. Był w latach 2005-2006 bity i gwałcony przez starszych wychowanków, z którymi siostry zamykały go w pokoju. Dyrektorka nie reagowała na jego skargi. Ośrodek opuścił dopiero w wieku 14 lat, gdy o wszystkim opowiedział nauczycielce.
Za swe cierpienia w ośrodku powód domaga się solidarnej zapłaty miliona zł od Kongregacji Sióstr Miłosierdzia św. Karola Boromeusza w Trzebnicy, Agnieszki F. oraz PZU, czyli ubezpieczyciela kongregacji. Chce też od nich 2,5 tys. zł comiesięcznej renty. Pozwani wnoszą o oddalenie pozwu. Proces odroczono bezterminowo.
W 2011 r. gliwicki sąd okręgowy skazał s. Bernadettę na bezwzględną karę dwóch lat więzienia. Zaostrzył wyrok sądu rejonowego, który wymierzył karę w zawieszeniu. Mimo prawomocnego wyroku Agnieszka F. nie trafiała jednak do więzienia. Sąd odraczał jej karę po wnioskach, w których skazana powoływała się na stan zdrowia i wiek. Trafiła do niego dopiero po orzeczeniu sądu w Zabrzu z kwietnia 2014 r., który nie zgodził się na warunkowe zawieszenie kary. Siostra Bernadetta, która zaskarżyła tę decyzję, w ostatniej chwili - gdy miało być rozpoznawane jej zażalenie - cofnęła swój wniosek. Przesłała do sądu pismo, w którym przeprosiła za swoje czyny i poprosiła o wybaczenie tych, których z jej powodu dotknęło cierpienie, ból czy poczucie zgorszenia.
W 2014 r. siostry boromeuszki wyraziły "głęboki ból". Przeprosiły za cierpienie podopiecznych ośrodka. Przeprosiny wystosowała też przełożona generalna Zgromadzenia Sióstr Boromeuszek, s. Claret Król.