13 września zmarł prof. Czesław Józef Freund z Akademii Muzycznej w Katowicach. Wspominają go jego studenci.
Każde spotkanie z profesorem napawało nadzieją, motywacją do bycia lepszym człowiekiem. Zupełnie jak po obejrzeniu filmu o wielkich ludziach i ich bohaterskich czynach. Dla wielu profesor jest bohaterem: „Profesor Czesław Freund – znakomity dyrygent, pedagog, chórmistrz, ale przede wszystkim najwspanialszy Człowiek, jakiego miałam możliwość spotkać na swojej drodze. Zawsze uśmiechnięty, zawsze służył dobrą radą i uściskiem dłoni, potrafił dodać otuchy, kiedy naprawdę było ciężko. Serce uczelni i niepodważalny autorytet. To był największy zaszczyt móc śpiewać pod ręką Profesora” (Klaudia Karczmarz, kierunek: edukacja muzyczna).
Koncert jubileuszowy był też czasem podsumowań i pochwał kierowanych w stronę zarówno chóru, jak i samego dyrygenta. Profesor Leon Markiewicz mówił: „W mojej młodości studenckiej bezwzględnie autorytetem chóralnym był profesor Karol Stryja (…). A autorytetem mojego senioralnego wieku jest bezwzględnie Czesław Freund”. Samymi przeżyciami z koncertu, bardzo osobistymi, podzielił się profesor Andrzej Jasiński: „(…) to, co dzisiaj przeżyłem, jest dla mnie wielkim wzruszeniem. To jest otarcie się o wieczność, to jest zapomnienie o świecie materialnym i przeniesienie się intencją do świata idealnego, w którym nie ma problemów, w którym jest samo czyste piękno (…)”.
Jihlawa (Czechy), czerwiec 2013 r.
Ostatnie zdjęcie grupowe Chóru Kameralnego z profesorem
Magdalena Seman
Wiele razy, podczas prób i koncertów, profesor dawał świadectwo wiary, celebrowania Boga w muzyce i w drugim człowieku. Za każdym razem, śpiewając utwory sakralne, widziałem w oczach profesora, że słowa, które wymawia razem z nami, nie są tylko dodatkiem do muzyki, ale jej sensem, podstawą. Dzięki temu mogłem modlić się, przeżywać razem z nim i resztą chóru dany utwór absolutnie, od początku do końca.
„To była miłość od pierwszego... uścisku dłoni" – wspomina Paulina Pudło (kierunek: edukacja muzyczna). „Potem pod tymi dłońmi miałam szczęście śpiewać aż – a równocześnie tylko, bo tak wiele jeszcze Profesor chciał nam pokazać – trzy lata. Pamiętam jak wczoraj przesłuchania do Chóru Kameralnego i zamykający je komentarz Profesora: »To będzie udana współpraca«. Taka właśnie była, przede wszystkim dzięki Profesorowi, który był dla nas nie tylko przykładem doskonałego muzyka i dyrygenta, ale przede wszystkim człowieka i chrześcijanina. Poprzez to, jak traktował nas, studentów – zawsze z uwagą, serdecznością, nie zostawiając żadnego problemu bez rozwiązania – pokazywał nam, na czym polega wzajemna miłość. Zawsze elegancki i życzliwy, w pracy na pierwszym miejscu stawiał rozwój studentów i perfekcję pod każdym względem. Był jakby nieustannie wsłuchany – w muzykę, w ludzi, w Boga.
Nie zapomnę nigdy tego, co wydarzyło się podczas jednych z warsztatów, które tradycyjnie odbywały się w domu prowadzonym przez siostry Maryi Niepokalanej w Brennej. Po ostatniej z prób udałam się do kaplicy z zamiarem modlitwy w namiocie spotkania, sam na sam z Jezusem. Gdy zapaliłam światło, bardzo się zdziwiłam, gdy ujrzałam postać klęczącego w modlitewnym skupieniu Profesora. Poprosił tylko, żebym zgasiła światło i powrócił do rozmowy z naszym Panem. Nie wiem, czy wiedział już wtedy o chorobie...
Nie afiszował się ze swoim cierpieniem, tak jak z religijnością. Wiarę pokazywał nam delikatnie, ale niesamowicie prawdziwie. Gdy śpiewaliśmy utwory religijne, nieraz przypominał nam, że tego typu słowa mogą brzmieć przekonująco tylko wtedy, gdy wierzy się w ich sens. Profesor każdym utworem dyrygował dla Boga. W naszej pamięci prof. Czesław Freund na zawsze pozostanie jako człowiek oddany najpierw Jemu, a później rodzinie, muzyce i nam – studentom, w których wierzył, z których za pomocą muzyki potrafił wydobyć emocje zakopane gdzieś na dnie serc, gdzieś, gdzie mieszka piękno i dobro (»ubi caritas et amor«); tam, gdzie kiedyś znów się spotkamy”.