Orszak nie idzie za czymś lub przeciwko czemuś. Nie jest żadną chrześcijańską demonstracją siły, ale wskazaniem na Tego, z którego jest cała nasza siła. I do świętowania zaprasza każdego, bez wyjątku.
Bóg stał się Człowiekiem, został jednym z nas, żeby łatwiej nam było uwierzyć w miłość Ojca, którą tak bardzo przerobiliśmy na własną, ludzką miarę, że jest już niepojęta, nie do przyjęcia. My, chrześcijanie, świętujemy ten fakt, najważniejszy w dziejach, od ponad dwóch tysięcy lat. Wtedy do Betlejem dotarli Mędrcy ze Wschodu, na znak wobec świata, że w Tym, który się tam urodził, odnajdują największą prawdę, mądrość i miłość.
Od kilku lat organizowane są Orszaki Trzech Króli. Z roku na rok jest ich więcej, tym razem przejdą w ponad 80 miastach. Przed rokiem w 24 miastach Polski poszło w nich ponad 100 tys. ludzi. – Moim zdaniem, ten fenomen bierze się z tego, że orszak nie maszeruje za czymś lub przeciwko czemuś, tylko idzie i zaprasza każdego bez wyjątku do odwiedzenia betlejemskiej stajenki – powiedział KAI Maciej Marchewicz, prezes Fundacji Orszak Trzech Króli.
I coś w tym jest. Zdarza się, że katolicy wychodzą na ulice, żeby dać wyraz swoim przekonaniom i czasem takie przemarsze wyglądają jak demonstracja siły. Ten pochód, który przejdzie 6 stycznia, nie jest żadną chrześcijańską demonstracją siły. Ale wskazaniem na Tego, z którego jest cała nasza siła.
W diecezji gliwickiej sekcja ds. nowej ewangelizacji organizuje przemarsz w trzech miastach – Gliwicach, Zabrzu i Bytomiu (obok szczegóły na ten temat). Do tego orszaku dołączyć może każdy. Organizatorzy zapraszają wierzących i niewierzących. Każdego, kto chce świętować z nami, którzy wierzymy, że to Dziecko, które urodziło się w Betlejem, to nasz Bóg. I nie musimy skupiać się na tym, jak komu daleko jest do betlejemskiej stajenki, bo Ten, który się tam urodził, czeka w niej na każdego. Co za ulga, że idąc w takim orszaku, nie robimy tego po to, żeby wyznaczać granice, coś demonstrować, oddzielać się od niewierzących.