Po Mszy za ojczyznę z gliwickiej katedry wyruszył pochód wojska, pocztów sztandarowych, oficjalnych gości i tłumy mieszkańców. Szli pod pomnik marszałka Piłsudskiego. Stojąca obok grupa młodych ludzi parsknęła śmiechem: „Ale siara!”.
Ubrani w kurtki z kapturami, z puszką piwa w ręce, wśród nich jedna dziewczyna, głośno komentowali. Ani jedno zdanie nie nadaje się do publikacji. Po chwili pochód poszedł w swoją stronę, oni w drugą.
W patriotycznych uroczystościach zwykle uczestniczą starsi. Kto był na Mszach za ojczyznę, pochodach, wiecach, koncertach, Apelach Poległych… to widział. Niektórzy z nich pamiętają jeszcze wojnę, wielu za to trudne czasy po jej zakończeniu, walkę o suwerenności, stan wojenny, szykany, prześladowania…. Choć w tej ojczyźnie nie zawsze było im dobrze, to nie przestali jej kochać.
Tymczasem od dawna wiadomo, że z patriotyzmem wśród młodych nie jest najlepiej. Pomalowane na biało-czerwono twarze oraz zakładane na mecze fikuśne czapki w narodowych barwach, to jeszcze za mało.
Być może wielu młodych, również tych spod gliwickiej katedry, ma żal do swojej ojczyzny, że nie daje im takich możliwości i szans, jakie mają ich rówieśnicy w Niemczech, Francji lub w owej - prawie mitycznej - Zielonej Wyspie.
Kiedy jednak parę lat temu Irlandię dopadł solidny kryzys, większość jej młodych mieszkańców ani trochę nie przestała być dumna z swojej ojczyzny. Nie kpili z jej przeszłości, nie opuszczali masowo; po prostu – jedni wzięli się do roboty (to starsi), inni do nauki (to młodzi). Dziś Zielona Wyspa znowu kusi perspektywą lepszego życia niż w Polsce.
Co powiedzieć młodym, i nie tylko, którzy kpią z narodowych świętości i polskiej historii? Być może to, że miłość do ojczyzny jest pierwszym - choć małym krokiem - do dobrobytu jej mieszkańców. Szkoda, że tak wielu o tym zapomniało.