W jedną stronę to półtorej godziny marszu. Niezależnie od pogody, dnia tygodnia, zawsze 2 lipca idą z Lublińca do Lubecka.
Zofia Jośko pielgrzymuje tak już ponad 20 lat. – Teraz będzie lżej, bo z górki – mówi o drodze powrotnej. Zawsze ze sztandarem swojej parafii św. Stanisława Kostki. – Niesiemy też nasz sztandar różańcowy i zmieniamy się po drodze. Oprócz mnie niosą go jeszcze Krystyna Konieczna, Krystyna Słodczyk, Maria Mańka i Jacek Klisowski – wymienia. – Dobrze mi się idzie, bo mam dobre buty, specjalnie kupiłam do sztandaru – takie, że piasek nie wejdzie i pięta jest cała.
To są takie moje sztandarowe trzewiki – mówi, ruszając na początek kolumny, bo właśnie grupa wychodzi już spod kościoła w Lubecku. Ślubowana pielgrzymka parafii lublinieckich ma długą tradycję. W 1847 roku ziemię tę dotknęła klęska głodu i zarazy, która dziesiątkowała mieszkańców. Wtedy właśnie zwrócili się o pomoc do Matki Bożej i obiecali pielgrzymować do niej.
I tak jest do dziś. 2 lipca wyruszają spod kościoła św. Mikołaja w Lublińcu i idą pieszo do lubeckiego sanktuarium. – Cieszę się, że możemy na tym wzgórzu tworzyć wspólnotę dzieci Bożych. Bo tam, gdzie matka, tam jest dom, rodzina i tam każdy się dobrze czuje – powiedział, witając pielgrzymów, ks. Andrzej Bartysiewicz, proboszcz parafii w Lubecku. Msza odprawiona została przy ołtarzu polowym, dokąd tego dnia przenoszony jest z kościoła obraz Matki Bożej Lubeckiej.
– Przybywamy tu, by spotkać się z Panią Lubecką w tym wizerunku odnalezionym na gnojowisku świata, a który spodobało się Panu Bogu ukazać światu – mówił w homilii o. Janusz Snarski, oblat z Gorzowa Wielkopolskiego, nawiązując do historii cudownego znalezienia medalionu na wozie wypełnionym obornikiem. – W takim momencie warto zapytać, jak wygląda moje życie, czy nie jest takim gnojowiskiem świata. Czy potrafię dawać czyste świadectwo obecności Boga w moim sercu? W codziennym życiu pochłonięci sprawami zawodowymi, społecznymi, często zapominamy, że na Nim należy budować. Popatrzmy, ile w nas jest zranień, złości, niepewności, zagubienia... Czy nie powinniśmy w takim momencie wziąć do ręki różańca? – pytał o. Snarski.
Wyraź swoją opinię
napisz do redakcji:
gosc@gosc.plpodziel się