Reklama

    Nowy numer 12/2023 Archiwum

Wiara w misję

Ostatnie lata spędzili w Polsce, ale dom mają w Afryce. Na co dzień żyją na styku chrześcijaństwa i islamu. W Algierii i Mali.

I tam chcemy jak najszybciej wrócić – mówią o. Otto Katto i o. Dariusz Zieliński ze zgromadzenia ojców białych. Na przełomie maja i czerwca, na zaproszenie bytomskiej wspólnoty Ruchu Solidarności z Ubogimi Trzeciego Świata „Maitri”, gościli w diecezji gliwickiej. Odwiedzali szkoły, przedszkola, byli w parafii Krzyża Świętego w Miechowicach. – Mamy okazję zmieniać obraz Afryki, ograniczony często tylko do biedy, wojen i dzikiej przyrody. A to też ludzie, ich piękna kultura i pragnienie Boga – zauważa o. Katto, który świetnie mówi po polsku. W Zgromadzeniu Misjonarzy Afryki, nazywanych ojcami białymi, jest od 12 lat. Wybrał je, bo to międzynarodowa wspólnota. – Razem żyjemy, pracujemy i samo to jest świadectwem dla ludzi. Budowanie wspólnoty wcale nie jest łatwe, bo nie jesteśmy tacy sami, ale różnimy się bez nienawiści. To ważne świadectwo, w tym widzę przyszłość świata i Kościoła – mówi. – Będąc w Afryce, wyraźnie zdajemy sobie sprawę z tego, że kontynent jest sztucznie podzielony – dodaje o. Zieliński. – Prawdziwym problemem nie jest głód, brak wody czy choroby – mimo że to są wielkie problemy – ale podział etniczny, plemiona rozbite na różne kraje. I to właśnie jest źródłem konfliktów. To, co słyszymy w mediach o konfliktach w Afryce między muzułmanami i chrześcijanami, nie do końca jest prawdą, bo ich podłożem najpierw są waśnie na tle etnicznym.

Na co dzień z muzułmanami

W Ugandzie, skąd pochodzi o. Katto, jest ponad 30 plemion, każde z własnym językiem i kulturą. – To jest silniejsze niż ojczyzna, a nawet religia. Kościół jest młody i chociaż prężnie się rozwija, to wiara nie jest mocna, a więzi plemienne – tak. I one stawiane są na pierwszym miejscu. W zmianie mentalności mogą pomóc misjonarze – uważa. Widzi tu dużą rolę misjonarzy spoza Afryki. Podaje przykład z Mali, gdzie problemem jest praktykowanie obrzezania kobiet, co jest tematem tabu: – Ja, Afrykanin, nie mogę mówić o tym głośno, ale misjonarze spoza Afryki mogą. O. Darek Zieliński pracował nie tylko w Mali, ale również w Algierii, gdzie rozpoczęła się misja ojców białych. Zgromadzenie założył w 1868 r. kard. Karol Lavigerie. Właśnie tam, bo od początku istotą ich powołania była obecność wśród wyznawców islamu. Dlatego zakonnicy noszą białe ghandury, codzienny strój muzułmański. – Kiedy jechałem na misje, moim marzeniem było, żeby być chrześcijaninem wśród muzułmanów. Mieszkamy obok siebie, razem pracujemy i przez to buduje się coś dobrego. A chodzi o to, żeby wiele pokoleń żyło w ten sposób – mówi. Algieria jest krajem prawie stuprocentowo muzułmańskim, Mali w 98 procentach. W Algierii, w Tizi Ouzou, muzułmańscy studenci korzystają z założonej przez ojców białych biblioteki uniwersyteckiej. Muzułmanie i chrześcijanie uczestniczą wzajemnie w swoich świętach religijnych i rodzinnych. Te relacje weryfikuje np. rozdzielanie pomocy, która dociera do misji. – Dla chrześcijan było oczywiste, że to pomoc dla nich. I wtedy naszą rolą, kapłanów, było powiedzenie, że rozdajemy wszystkim, bo jak się jest głodnym, to nie jest ważne, czy jestem chrześcijaninem, czy muzułmaninem – mówi o. Zieliński.

Nikt nie wyjechał

Próbą dla obu stron były tragiczne wydarzenia z 27 grudnia 1994 roku, kiedy radykalna Zbrojna Grupa Islamska (GIA) zamordowała czterech misjonarzy z ich zgromadzenia w domu w Tizi Ouzou w Algierii, z którymi o. Zieliński mieszkał przez dwa lata. Później musiał zmierzyć się z informacją o uprowadzeniu i śmierci trapistów z Tibhirine. Tę historię opowiada film „Ludzie Boga”. Poznał ich osobiście, będąc w Algierii jako kleryk na stażu w latach 1991–1993. – Wiele wspólnot chrześcijańskich stanęło przed podobnym dylematem w tych latach trudnych nie tylko dla Kościoła. Ówczesny biskup Algieru dał wszystkim wspólnotom chrześcijańskim wolny wybór – pozostanie bądź wyjazd z kraju. Żadna nie wyjechała. Dlaczego? Myślę, że trudno było wyjechać, kiedy ponad 100 tys. muzułmanów straciło życie, należy ciągle o tym pamiętać. Po drugie, będąc w Algierii, często słyszałem takie zdanie: „Jeśli wy wyjedziecie, to będzie dla nas jasne, że nie ma już żadnej przyszłości dla naszego kraju”. To były dla nas słowa prorockie. Byliśmy i jesteśmy tam ciągle po to, aby żyć z tymi ludźmi. Wyjazd oznaczałby, że nie wierzymy w naszą misję wśród muzułmanów – mówi. O. Otto wspomina wizytę Jana Pawła II w Mali. – Dla nas, misjonarzy, to była ulga, że ktoś rozumie naszą obecność tam. Ta wizyta otworzyła nowe, bardzo dobre relacje z muzułmanami – mówi. Teraz, kiedy jest w Polsce, to przede wszystkim muzułmanie dzwonią do niego. Żeby pozdrowić, ale też prosić o błogosławieństwo. Ojcowie wiedzą, że zaufanie, które muzułmanie do nich mają, jest pochodną obecności ich poprzedników, którzy przez misje rozwijali edukację, medycynę, unowocześniali rolnictwo. O. Otto mówi, że Afryka nadal czeka na misjonarzy z Polski. Na całym kontynencie pracuje 25 tys. księży, to mniej niż w naszym kraju. I przywołuje opinię brytyjskiego dziennikarza Matthew Parrisa, deklarującego się jako ateista, który stwierdził, że Afryka potrzebuje nie tyle pomocy w rozwoju, co przede wszystkim Boga, bo to daje przemianę duchową i mentalną.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Wyraź swoją opinię

napisz do redakcji:

gosc@gosc.pl

podziel się

Reklama

Zapisane na później

Pobieranie listy