Do wielu spraw byłem przygotowywany

Klaudia Cwołek

publikacja 23.03.2017 14:51

O początkach diecezji, tworzeniu instytucji kościelnych, integracji różnych tradycji i Bożej Opatrzności mówi pierwszy biskup gliwicki Jan Wieczorek.

Do wielu spraw byłem przygotowywany Bp Jan Wieczorek Klaudia Cwołek /Foto Gość

Klaudia Cwołek: W jakich okolicznościach Ksiądz Biskup dowiedział się o decyzji ustanowienia diecezji gliwickiej?

Bp Jan Wieczorek: Idea utworzenia nowych diecezji nie była mi obca, bo już w 1965 roku, będąc współpracownikiem pomocniczego biskupa opolskiego Henryka Grzondziela, byłem zaangażowany w podobny plan. Nie został on jednak zrealizowany z powodu sprzeciwu władz. O tym, że przygotowywany jest nowy podział administracyjny Kościoła w Polsce w 1992 roku, wiedziałem, ale bliższych szczegółów nie znałem. Gdy data jego wprowadzania się zbliżała, przed konferencją Episkopatu w Warszawie zostałem zaproszony na rozmowę przez nuncjusza apostolskiego abp. Józefa Kowalczyka, który przedstawił mi decyzję, że mam zostać pierwszym biskupem gliwickim. Od razu wyraziłem swoje obawy, bo wiedziałem, na jakie problemy mogę natrafić, ale w odpowiedzi usłyszałem, że skoro przyjąłem posługę biskupią, to nowa funkcja jest tego konsekwencją.

Rejon gliwicki Ksiądz Biskup już wtedy bardzo dobrze znał.

Teren był mi bliski, bo gdy zostałem biskupem w Opolu, biskup ordynariusz Alfons Nossol zarządził rejonizację. Mnie powierzył odpowiedzialność za Bytom, Zabrze i Gliwice, gdzie regularnie jeździłem co tydzień, dwa. Nie znałem natomiast rejonu Lublińca i Tarnowskich Gór, który został włączony w nową diecezję gliwicką, a należał wcześniej do diecezji katowickiej.

Stanął Ksiądz Biskup przed zadaniem tworzenia od podstaw struktur nowej diecezji, w tym kurii, która znalazła się w budynku już dobrze znanym…

To prawdziwe zrządzenie Opatrzności. Już pod koniec lat 80., gdy nastąpiło poluzowanie polityczne, bp Nossol podpowiedział, że trzeba by jeszcze coś zrobić w sprawie odzyskiwania dóbr kościelnych zagarniętych przez państwo. Zająłem się m.in. byłym konwiktem w Gliwicach, w którym obecnie znajduje się kuria diecezjalna, a gdzie rozpoczęło się moje wychowanie do kapłaństwa już jako 13-latka. W 1963 roku budynek został otoczony milicją i konwikt rozwiązano. Rozmowy w tej sprawie prowadziłem w Warszawie – nie były łatwe. Wnioskowałem nie o zwrot, ale o ponowne nadanie prawa własności, które mieliśmy od 1930 roku. Robiłem to z pasją, bo pobyt w konwikcie ukierunkował mnie na całe życie. W końcu 11 grudnia 1990 roku nastąpiło podpisanie odpowiedniego dokumentu.

Wtedy jeszcze nie było wiadomo, że powstanie diecezja gliwicka, a tym bardziej jakie będzie przeznaczenie tego budynku.

W gmachu tym działało studium wojskowe Politechniki Śląskiej. Umowa była taka, że na opuszczenie wszystkich pomieszczeń ma dwa lata. Oczywiście, tego trzeba było pilnować i pomógł mi w tym pracownik uczelni, jeden z dawnych kolegów, z którym chodziłem do gimnazjum na Górnych Wałów. Gdy zostałem biskupem gliwickim, zgłosiło się więcej koleżanek i kolegów z tego gimnazjum, którzy pomogli w różnych sprawach administracyjnych. Dalej wielkim wsparciem był dla mnie abp Alfons Nossol, który wiele rzeczy mi podpowiadał i służył kontaktami na Zachodzie. Bez niego nie byłoby na przykład całej sieci Stacji Opieki Caritas. Dla nowej diecezji okazało się ważne, że już w 1978 roku udało nam się załatwić prawo własności pałacu Ballestremów w Pławniowicach, gdzie teraz mieści się Ośrodek Edukacyjno-Formacyjny.

Kuria diecezjalna została oficjalnie otwarta na początku 1995 roku, więc przez prawie trzy lata wszystko organizowane było w tymczasowych warunkach.

Biura mieliśmy w małym budynku plebanii parafii św. Michała w Gliwicach, a ja mieszkałem w Zabrzu, w parafii św. Andrzeja. Od początku podzieliliśmy się zadaniami z bp. Gerardem Kuszem, który przejął wszystkie sprawy związane z katechezą i nauczaniem. Do bliższej współpracy poprosiłem też grupę księży, których wcześniej znałem. Pamiętam, jak podczas spotkania księży w Tarnowskich Górach ktoś zgłosił uwagę, że do tworzenia nowych struktur nie wziąłem nikogo z części dawnej diecezji katowickiej. Problem w tym, że tam nikogo bliżej nie znałem, a potrzebowałem ludzi, którym w prowizorycznych warunkach mogłem powierzyć odpowiedzialne zadania. Musiałem więc wiedzieć, komu je zlecam. W diecezji opolskiej miałem dobre rozeznanie, bo ucząc w seminarium, poznawałem kolejne roczniki przyszłych księży. Wkrótce pojawił się też problem przydzielania wikarych do poszczególnych parafii. Pytano mnie, dlaczego nie mogą pozostać na terenie, z którego się wywodzą. Rozumiejąc przywiązanie do pewnych tradycji, odpowiadałem: jeden jest Kościół, papież ustanowił jedną diecezję. Kiedyś podzieliła nas granica plebiscytowa, ale te czasy minęły, zostawmy to. To był bardzo ważny etap w integracji.

Cały wywiad w Gościu Gliwickim na 26 marca i w e-wydaniu.