Z wybiegu do klasztoru

Szymon Zmarlicki

|

Gość Gliwicki 11/2017

publikacja 16.03.2017 00:00

O ucieczce z domu na warszawskim Żoliborzu do Mediolanu, a stamtąd do Medjugorja opowiadała Anna Golędzinowska, była modelka „ocalona z piekła”.

◄	Anna Golędzinowska  na spotkaniu w kościele Bożego Ciała w Bytomiu- -Miechowicach. ◄ Anna Golędzinowska na spotkaniu w kościele Bożego Ciała w Bytomiu- -Miechowicach.
Szymon Zmarlicki /Foto Gość

W ostatnią niedzielę na spotkanie w kościele pw. Bożego Ciała w Bytomiu-Miechowicach przybyły setki osób, w tym wiele spoza parafii. Kolejne spotkania Anna Golędzinowska prowadziła w Zabrzu i Gliwicach, a w Miechowicach również rekolekcje dla młodzieży. Ania – bo tak o sobie mówi – opowiadała historię swojego życia. Zaczęło się od trudnego dzieciństwa w domu, gdzie ojciec zapijał niespełnione marzenia, a matka biła dzieci kablami i kazała im godzinami klęczeć na grochu. Mając 16 lat i zgodę podpisaną przez ciocię i wujka, uciekła do Włoch. Ale tam, zamiast do agencji modelek, trafiła do nocnego klubu. Później zaczęła robić karierę w Mediolanie jako modelka, aktorka i prezenterka telewizyjna. Ale żeby odnieść sukces w tym mieście, trzeba brać narkotyki. Więc kiedy gasły błyski fleszy i lampy w telewizyjnych studiach, Ania trzęsła się jak liść na wietrze, czasami jedząc w ciągu dnia tylko jedno winogrono popijane szampanem.

Miała wszystko oprócz miłości. Bo jeden narzeczony powiedział jej, że nie wierzy w miłość, a drugi – siostrzeniec byłego premiera Włoch Silvia Berlusconiego – był w niej szalenie zakochany, ale jedyne, co mógł jej dać, to drogie samochody i egzotyczne podróże prywatnym samolotem w każdy weekend. I kiedy raz wreszcie zasnęła, co nie było u niej częste, po przebudzeniu zobaczyła obok swego łóżka starszego mężczyznę z brodą. Jednak nie była to halucynacja po używkach. Starzec stał ciągle i milcząco kręcił głową, jakby pytał: „Ania, co ty robisz ze swoim życiem?”. Wielkie było jej zdziwienie, kiedy dopiero kilka lat później od sióstr z klasztoru w Medjugorju dostała książkę z wizerunkiem tego samego mężczyzny. To był św. o. Pio.

Do Medjugorja przywiózł ją niedoszły wydawca książki o jej buntowniczym życiu, gdzie niemal zmuszona do wejścia na górę, przeżyła nawrócenie. Niedługo potem postanowiła zostawić wszystko, a klucze do swojego apartamentu oddała do kościoła z poleceniem, że można zabrać z niego wszystko, co będzie potrzebne. Za pożyczone pieniądze – bo swoich już nie miała – wróciła do klasztoru. Mieszkała z siostrami kilka lat i żyła jak one. Szorowała wszystkie klasztorne ubikacje, ale dziś uważa, że tak naprawdę szorowała swoją duszę z brudów przeszłości.

Dziś Anna Golędzinowska nadal mieszka we Włoszech, ale już nie w klasztorze, lecz ze swoim mężem. Pobrali się trzy lata temu, 25 marca, w Dniu Świętości Życia. Wydała kilka książek, m.in. „Ocalona z piekła. Wyznania byłej modelki”. – Nie czuję się ofiarą. Dzisiaj myślę, że wiele razy cierpienie daje szczęście. Bo nie odsuwa nas od Pana Boga, ale nas do Niego przybliża. I to wszystko, co mi się zdarzyło, musiało mi się zdarzyć, żebym mogła stanąć dziś przed wami i powiedzieć, że Pan Bóg istnieje i że można przebaczyć naprawdę wszystko – przekonywała na spotkaniu. Podkreślała, że drogą do oczyszczenia serca jest przebaczenie.

Dostępne jest 30% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.