Matka Boża "Amerykańska"

ks. Adam Zgodzaj

publikacja 07.10.2016 09:50

Śląska Gospodyni ponownie wyruszyła za ocean. O peregrynacji obrazu Matki Bożej Piekarskiej w USA, mieszkających tam Ślązakach i ich wierze opowiada ks. Adam Zgodzaj, wikariusz piekarskiej bazyliki.

Matka Boża "Amerykańska" Kapłani z Piekar z obrazem Matki Boskiej Piekarskiej u Ślązaków w Ameryce Z archiwum ks. Adama Zgodzaja

Na lotnisku w Rzymie odetchnęliśmy z ulgą. Walizka, a w niej zabezpieczona kopia obrazu Matki Bożej Piekarskiej po rutynowej kontroli  trafiła do luku bagażowego. Tym samym rozpoczęła się druga już wyprawa Śląskiej Gospodyni za ocean. Plan podróży obejmował kilkanaście parafii, głównie polonijnych rozsianych właściwie po całych Stanach Zjednoczonych.

Polskie Chicago

Nasza podróż rozpoczęła się od Chicago – miejsca znanego jako największe skupisko polskich emigrantów. Rzeczywiście, niespełna 7% mieszkańców „wietrznego miasta” stanowią ludzie pochodzenia polskiego. Na każdym kroku można więc usłyszeć polski język, czy trafić na „nasz” sklep. Wiele kościołów nawet jeżeli to nie typowo polskie parafie, to miejsca gdzie przynajmniej jedna Msza święta w niedzielę jest oprawiana w języku polskim. My odwiedziliśmy kilka największych i najstarszych polskich parafii, m.in. kościół Trójcy Świętej prowadzony przez Księży Chrystusowców. Kościół ten jeszcze kilka lat temu miał zostać zamknięty i sprzedany. Coraz większym problemem w USA, również w Chicago jest migracja naszej polonii, a jednocześnie „amerykanizacja” kolejnych pokoleń. Kiedyś wielkie polskie skupiska, dziś często wspominane są z melancholią, gdyż ludzie usamodzielnili się i rozprzestrzenili po różnych częściach Ameryki. Tym samym parafie, które przed laty nie potrafiły pomieścić wiernych, dziś są często łączone, czy też niestety zamykane. Kościół Świętej Trójcy udało się uratować, a dzięki duszpasterzom i wiernym na nowo stał się ważnym ośrodkiem polonijnym.

Nowojorskie „Ranczo” i polskie łzy

W czasie naszego pobytu w USA głosiliśmy Słowo Boże, a prowadząc „mini-rekolekcje", przybliżaliśmy historię piekarskiego sanktuarium oraz promowaliśmy dzieło budowy „Domu rekolekcyjno – Pielgrzymkowego Nowej Ewangelizacji „Nazaret”. W Nowym Jorku – „kotle kulturowym”, mieszka również wielu Polaków, a wśród nich, liczni Ślązacy. Spotkaliśmy ludzi z Rudy Śląskiej, Tychów, Katowic oraz Piekar Śląskich. To tylko niektóre miasta  wspominane z nostalgią. W Nowym Jorku są też polskie parafie. Chcemy wspomnieć o dwóch z nich: św. Jadwigi Śląskiej we Floral Park, gdzie znaleźć można śląskie korzenie oraz św. Krzyża na Maspeth, gdzie czuliśmy się jak na serialowym „Ranczo”. Proboszczem ostatniej jest… biskup pomocniczy Nowego Jorku, który podobnie jak w czasie pierwszej naszej wizyty rok temu, urzekł nas swoją otwartością. Nowy Jork zapamiętamy jako miasto ogromne, nieraz przytłaczające, w którym Polacy próbowali rozpocząć nowe życie, ale często kosztem wielu łez, trudu zostawiania ojczyzny, rozłąkę z bliskimi. Jednocześnie jednak widzieliśmy jakie znaczenie w ich życiu mają właśnie parafie, które przynoszą Boga w ich życie i dają nadzieję. Zauważyliśmy, że jak  tylko zaczynaliśmy przywoływać Maryję w Jej piekarskim wizerunku jako Matkę Sprawiedliwości i Miłości Społecznej, to zaczęli do nas podchodzić ludzie, którzy dzielili się nieraz tragicznymi historiami swojego życia. Na długo zapadnie nam w pamięć obraz kobiety, która zrozpaczona opowiadała o kłopotach swoich synów; narkomanii, przestępczości i przemocy  trwającej w jej rodzinie. Coraz mniej dziwił nas obraz ludzi modlących się przed obrazem piekarskiej Madonny i przecierających łzy. Jednocześnie znikał kreowany często obraz Ameryki – raju na ziemi.

„Rządza po angielsku, ale myśla po śląsku

Kto choć trochę interesuje się historią polskiej emigracji wie, że pierwsi nasi rodacy w USA nie osiedlili się w Chicago, ale za sprawą ks. Moczygemby w 1854 roku przybyli do Teksasu. Byli to Ślązacy, głównie z terenu Opolszczyzny. Do dziś żyją tam tysiące ludzi przyznających się do polskich korzeni. Wielu z nich było w Ojczyźnie dziadków, odwiedzając również Piekary, głównie za sprawą ks. Franciszka Kurzaja – od lat duszpasterza śląskich Teksańczyków. Nie mogło więc i nas zabraknąć wśród swoich. Równy rok temu Ksiądz Arcybiskup Wiktor Skworc przekazał obraz Matki Bożej Piekarskiej pierwszemu Kościołowi na ziemi Amerykańskiej w miasteczku Panna Maria. Nasza ponowna wizyta była więc kolejną okazją do szerzenia maryjnego kultu, ale także do wielu niezapomnianych spotkań. Ostatniego dnia naszego pobytu w Teksasie Father Frank (bo tak do ks. Kurzaja mówią tam wszyscy) zabrał nas do szpitala, by przed planowaną operacją namaścić olejem chorych jednego ze „ślązoków”. W szpitalnej sali, gdzie członkowie rodziny mówili po angielsku, a twarze niektórych miały widoczne meksykańskie rysy, na hasło ks. Franciszka: „Teroz bydymy rządzić”,  wszyscy zaczęli  rozmawiać z nami łamaną gwarą śląską. Na koniec naszego spotkania, starszy mężczyzna, oczekujący na operację serca, wypowiedział słowa, które są chyba esencją tego co czują ludzie rozdarci pomiędzy Ameryką a Polską: „Wy se nie myślcie. Jo rządza po angielsku, ale myśla po śląsku”.

Matka Boża wybrała…Dziki Zachód   

Ostatnim dłuższym przystankiem na trasie peregrynacji była Arizona. Rzeczywiście, to miejsce inne niż cała Ameryka. Wielki kanion Colorado, malownicze półpustynie porośnięte wysokimi kaktusami Saquaro, wszechobecna meksykańska kuchnia. To wszystko sprawia, że człowiek czuje się jak w innym świecie. Ta część naszej podróży była najmniej przewidywalna z racji ogromnych odległości, jakie mieliśmy do pokonania samochodem. Zatrzymując się z obrazem Matki Bożej w poszczególnych parafiach, jedno miejsce zasługuje na szczególną uwagę. Zmierzaliśmy do miasta Phoenix, ale nasz przyjazd nieco się przyspieszył, a nocleg na probostwie nie był możliwy z racji nieobecności księdza. Kilka telefonów i stawiane sobie pytanie: gdzie będziemy tej nocy spać? Po jakiejś chwili zadzwonił nieznany nam wcześniej pan Andrzej. Podał swój adres i zaprosił do siebie. Odetchnęliśmy z ulgą, zastanawiając się jednocześnie w której z arizońskich parafii znajdzie się miejsce, by pozostawić podróżującą w walizce kopię obrazu Matki Bożej Piekarskiej. Niedługo potem spotkało nas miłe zdziwienie. W dalekiej Arizonie, wśród kaktusów i 50-stopniowych upałów weszliśmy do… śląskiego domu, w którym gospodarze,  pani Janina i pan Franciszek (rodzice pana Andrzeja) ugościli nas – uwaga! - krupniokiem i salcesonem.  Państwo Rajman przed laty wyjechali z Raciborza do USA. Początkowo osiedli w Chicago, ale ich droga życia przywiodła aż do Arizony, gdzie już zostali i żyją, jak sami powtarzają, po śląsku. Widać to nie tylko po kuchni, czy hodowli gołębi pana Franciszka. Jednego z wieczorów, przez uchylone drzwi widzieliśmy panią Janinę, modlącą się na różańcu przed obrazem Matki Bożej. „Nie byliśmy w Piekarach, ale Matka Boża przyjechała do nas, jaka Ona piękna” – w jednej z rozmów powiedziała pani Janina. Już wiedzieliśmy, że na nic nasze planowanie, gdzie pozostawimy piekarski obraz. Śląska Gospodyni sama wybrała miejsce gdzie chce zostać – śląski dom w Arizonie, wśród swoich.