U nas bieda oznacza kłopoty, tam - śmierć

Szymon Zmarlicki

publikacja 26.05.2016 02:22

W środowy wieczór Szymon Hołownia poprowadził spotkanie "Jak robić dobrze?" w kościele św. Bartłomieja w Gliwicach.

U nas bieda oznacza kłopoty, tam - śmierć - Miłosierdzie jest już wyświechtanym słowem - mówił Szymon Hołownia w kościele św. Bartłomieja w Gliwicach Szymon Zmarlicki /Foto Gość

Katolicki publicysta, autor kilkunastu książek i jeden z prowadzących popularny program rozrywkowy "Mam talent!" opowiadał m.in. o działalności swoich fundacji – "Kasisi" i "Dobrej Fabryki", zajmujących się szeroko zakrojoną pomocą ubogim w Afryce.

– Nie planowałem wyjeżdżać do Afryki, żeby pomagać i zakładać fundacje. Spotkałem tych ludzi, kiedy pojechałem napisać reportaż – przyznał Szymon Hołownia.

Przy tej okazji porównywał mentalność mieszkańców Polski i Czarnego Lądu, a na przykładzie własnych podróży do Afryki podawał swoje recepty na czynienie dobra. Jako wzór otwartości na potrzeby drugiego człowieka oraz bezinteresownej pomocy wielokrotnie przywoływał papieża Franciszka.

Przed rozpoczęciem budowy domu dla dzieci w zambijskim Kasisi Szymon Hołownia poprosił o wsparcie papieskiego jałmużnika abp. Konrada Krajewskiego. 

– Napisałem do niego, że potrzebuję 5 tysięcy dolarów, a potrzebowałem 35. Zapytał, ile dokładnie będzie kosztowała cała inwestycja, więc powiedziałem całą kwotę. Następnego dnia przyszła informacja, że dostanę 30 tysięcy. Zapytałem, dlaczego 30, skoro prosiłem tylko o 5? – opowiadał. "Za karę dostaniesz 30, pomniejszone o te 5, żebyś do końca życia zapamiętał, że Boga i ojca świętego trzeba prosić o wszystko, a nie o kawałki" – miał odpowiedzieć arcybiskup.

U nas bieda oznacza kłopoty, tam - śmierć   Spotkanie zgromadziło pokaźną ilość słuchaczy Szymon Zmarlicki /Foto Gość – W Polsce sytuacja jest o tyle dobra, że jeśli na ulicy leży dziecko, to najpewniej stoją już nad nim trzy osoby, z których jedna dzwoni na policję, druga na pogotowie, a trzecia szuka pomocy w fundacjach. W krajach, w których pracuję, nie ma pogotowia ratunkowego, policji, opieki społecznej ani stu fundacji, do których można zadzwonić. Tam sytuacja jest zero-jedynkowa. U nas bieda oznacza kłopoty. W Afryce oznacza śmierć – tłumaczył dziennikarz.

– Każdy człowiek jest wart tego, żeby się nad nim pochylić. Ale bez takiego podejścia systemowego, jakie zaczynamy mieć w Polsce. Kiedy mówię, że potrzebuję pieniędzy, żeby nakarmić głodujące dziecko, to czasami zamiast pieniędzy dostaję kilkanaście wiadomości, w których ludzie tłumaczą mi, że przecież dziecko zje wszystko i tyle będzie z tej pomocy. Zachęcam ich, żeby pojechali tam i powiedzieli matce tego dziecka, że są ofiarami biedy systemowej i oboje muszą umrzeć, bo karmiąc ich nie rozwiążemy problemów tego świata. Czy nie podobnie myślał pewien austriacki malarz, który na nieszczęście w 1933 roku został kanclerzem Niemiec? – pytał przewrotnie.

– Miłosierdzie jest już wyświechtanym słowem. Bo jak nam robią miłosierdzie, to jest super, ale jak my mamy robić miłosierdzie, to źle. Jeśli chcesz otrzymać miłosierdzie, to daj coś za darmo – zachęcał.

Na koniec słuchacze zadawali pytania m.in. o to, czy można połączyć dłuższe wyjazdy do Afryki z życiem rodzinnym. – Szczęśliwie moi bliscy rozumieją, że nie mogę żyć bez Kasisi – wyjaśniał autor.

Po spotkaniu uczestnicy mogli kupić książki oraz unikatowe akcje, z których zysk przeznaczany jest na dzieła prowadzone przez fundacje Szymona Hołowni w Afryce.