O nim będzie głośno

Mira Fiutak

publikacja 09.06.2013 01:00

- Mieliśmy ten zaszczyt, żeby przebywać razem ze świętym człowiekiem - mówi Jerzy Bindacz. Był najmłodszym uczestnikiem pierwszych rekolekcji oazowych dla ministrantów, które 59 lat temu prowadził w Bibieli ks. Franciszek Blachnicki.

Odbywały O nim będzie głośno   Bp Jan Kopiec i ks. Adam Wodarczyk przed budynkiem, gdzie 59 lat temu odbywała się oaza Mira Fiutak /GN się w budynku, gdzie dawniej mieściła się szkoła. 8 czerwca odsłonięta została w tym miejscu pamiątkowa tablica. Na uroczystość przyjechali członkowie Ruchu Światło–Życie z diecezji gliwickiej, ale również archidiecezji katowickiej i częstochowskiej oraz diecezji opolskiej i sosnowieckiej. Obecna była również siostrzenica sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickiego.

– W tak niepozornych miejscach zaczynają się wielkie dzieła – powiedział podczas osłonięcia i poświęcenia tablicy ks. Marek Olekszyk, moderator diecezjalny Ruchu Światło–Życie. – Chcemy dziś podziękować za misję i osobę ks. Franciszka Blachnickiego. Za to, że szukając dróg duszpasterskich, żeby rozbudzić wiarę w człowieku, był otwarty na tak odważne kroki.

On ukształtował nas duchowo

O nim będzie głośno   Andrzej Bulanda pomagał ks. Blachnickiemu w przygotowaniu oazy Mira Fiutak /GN Andrzej Bulanda przyjechał na uroczystość z Rybnika. W latach 50. mieszkał w Rydułtowach, na tej pierwszej oazie był, jak mówi, pomocnikiem technicznym ks. Blachnickiego. Miał wtedy 16 lat.

Najpierw przyjechali ks. Blachnickim na rekonesans. O czwartej rano Msza w Rydułtowach i dopiero po niej ruszyli do Żyglina, a dalej wynajętą ciężarówką do Bibieli. Potem pojechał sam, żeby dopilnować wszystkiego przed przyjazdem ministrantów. – Wziąłem pod pachę skrzypce, aparat fotograficzny i 10 tysięcy złotych, które dostałem od księdza, i pojechałem. Zgłosiłem się do proboszcza w Żyglinie, a dalej poszedłem pieszo do Bibieli – wspomina. Po ciemku, przez las, na miejsce dotarł przed północą. – Po drodze odmówiłem chyba dwa razy Różaniec ze strachu – śmieje się.

Przez lata, już jako student Politechniki Śląskiej, pomagał ks. Blachnickiemu organizować oazy. Tak poznał swoją żonę, właśnie obchodzą 50-lecie małżeństwa. Pan Andrzej wyciąga starannie przechowywany telegram przysłany przez ks. Blachnickiego z okazji ich ślubu. – To był człowiek z taką charyzmą, że nie można mu było niczego odmówić. Jak coś trzeba było zrobić, to się robiło. Nie było słów: nie mam czasu, nie chce mi się. On ukształtował nas duchowo na całe życie. Kiedy ks. Blachnicki znalazł się w szpitalu z gruźlicą, już po wielu trudnych przejściach, mój ojciec, który był lekarzem, powiedział do nas: pamiętajcie, o nim będzie kiedyś głośno – wspomina.

Prawie dwa miliony ludzi

O nim będzie głośno   W Bibieli była pierwsza oaza ks. Franciszka Blachnickiego Mira Fiutak /GN Ks. Adam Wodarczyk, moderator generalny Ruchu Światło–Życie, przypomniał, że oaza odbywała się w trudnych dla Kościoła latach 50., kiedy wielu księży, w tym prymas Wyszyński, przebywało w więzieniach, było internowanych, zastraszanych i represjonowanych. W tych okolicznościach zorganizowanie takich rekolekcji było wyrazem odważnej wiary. W dodatku bez wystarczających środków materialnych. – W Kościele to, co ma się stać wielkie, zaczyna się od małego ziarenka – zauważył ks. Wodarczyk. I przytoczył wyniki badań z 2008 roku przeprowadzone przez jedną z pracowni badań społecznych, a dotyczące wpływu Ruchu Światło–Życie na polskie społeczeństwo. Wynika z nich, że na przestrzeni minionych 50 lat przewinęły się przez niego – w różnym stopniu zaangażowania – ponad 2 miliony osób.

– Ta uroczystość jest znakiem zobowiązującym nas to tego, abyśmy jako duchowi spadkobiercy odważnie podejmowali jego drogę. W czasach dzisiejszych, kiedy wszystko wokół nas zdaje się wołać: wy, chrześcijanie, zamknijcie się do getta i pozwólcie rozwijać się nowej myśli wolnego świata, mamy misję do spełnienia – zauważył i przypomniał słowa ks. Blachnickiego wypowiedziane na dwa miesiące przed śmiercią, podczas ostatniej nauki ostatnich rekolekcji, które głosił: – Powiedział wtedy, patrząc na całą dynamikę ruchu, że z całą pewnością będzie on w pełni dojrzały do realizacji swojego zadania na początku XXI wieku. Jeżeli on to powiedział, to jest to dla nas wskazanie, że mamy ożywiać Kościół w naszych czasach – zauważył ks. Wodarczyk.

Eucharystii w kościele pw. Matki Bożej Fatimskiej przewodniczył biskup gliwicki Jan Kopiec. – W historii Kościoła bywało, że jako ludzie wierzący tym, którzy byli naszymi wrogami, odpłacaliśmy bardzo często tym samym, to znaczy oporem i wskazywaniem słabości drugiej strony. Takie dzieła nie utrzymują się i one nie przetrwały. Natomiast propozycja, jaką zostawił nam sługa Boży ks. Franciszek, to coś pozytywnego, to budowanie i wzmacnianie od wewnątrz i to się będzie trzymało. Takie dzieło przetrwa – powiedział na zakończenie bp Kopiec. Razem z księdzem moderatorem generalnym Ruchu Światło–Życie wręczył świece odpowiedzialnym za letnie rekolekcje oazowe. W tym roku odbędzie się 16 turnusów, dziesięć dla dzieci i młodzieży oraz sześć dla członków Domowego Kościoła.

Wszystko dopięte na ostatni guzik

O nim będzie głośno   Jerzy Bindacz i Henryk Nawrat, uczestnicy pierwszej oazy Mira Fiutak /GN Na uroczystość do Bibieli przyjechało dwóch uczestników tej pierwszej ministranckiej oazy. Jerzy Bindacz był najmłodszy w grupie, miał 7 lat. Tuż przed wyjazdem na rekolekcje ks. Blachnicki wypatrzył go w przedstawieniu przygotowywanym przez siostry zakonne i sam zaproponował mu, żeby został ministrantem. – W tamtych latach cała ministrantura była po łacinie, uczyłem się na pamięć z pomocą mamy – wspomina. Ministrantem był aż do matury. Do dziś przechowuje strój, w którym służył przy ołtarzu.– Ks. Blachnicki był bardzo staranny w podejściu do liturgii. Bardzo mocno ją przeżywał. I wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. My nie denerwowaliśmy się, bo zawsze byliśmy dobrze przygotowani. I zawsze widziałem go z brewiarzem – wspomina Jerzy Bindacz, obecnie jest prezesem parafialnego oddziału Akcji Katolickiej i do dziś w parafii św. Jerzego w Rydułtowach jest lektorem i kantorem.

Ministrantem u ks. Blachnickiego był też Henryk Nawrat. – Pierwsza Msza była już o szóstej, a w kościele trzeba było być wcześniej, żeby się przygotować – mówi. Na spotkanie do Bibieli przywiózł ze sobą dzienniczek ministranta. Otwiera na środzie, 29 lipca 1959 r., i czyta: – Rano nauka o Mszy świętej… W tym dniu nie było żadnych przyjemności z powodu niegrzeczności. Wieczorne kazanie było o nieposłuszeństwie i nabożeństwo przebłagalne – śmieje się z wpisu sprzed prawie 60 lat. I wspominają, jak jeden z kolegów zamknął innego w kominie. Kiedy chłopak wyszedł cały w sadzy, rozbawił też ks. Blachnickiego. Potem ułożyli piosenkę o Albinie w kominie. – Bo to była taka surowość, że trafiała do człowieka – mówią po latach. Wspominają Pasję według św. Jana wystawianą w ich parafialnym kościele, wtedy zupełnie nowatorskie przedsięwzięcie. Chociaż w parafii św. Jerzego w Rydułtowach ks. Blachnicki pracował krótko, w latach 1953–1954, to do dziś jego dawni ministranci spotykają się niezmiennie w rocznicę jego śmierci.