Chociaż dwa dni temu zakończyły opiekę nad ponad 200 pacjentami, pielęgniarki nie odeszły od łóżek chorych. Dzisiaj dyrektorzy Caritas gliwickiej i opolskiej poinformowali o sytuacji stacji opieki, z którymi NFZ nie podpisał kontraktów.
Podczas konferencji prasowej przedstawili problem stacji opieki Caritas, które nie otrzymały kontraktów na długoterminową opiekę pielęgniarską w domu pacjenta. Sytuacja dotyczy 17 stacji w diecezji gliwickiej i jednej z opolskiej (w Sierakowie; trzy pozostałe, również na terenie woj. śląskiego, kontrakty otrzymały). Narodowy Fundusz Zdrowia w ramach konkursu wybrał tańszych świadczeniodawców. Nie znaczy to, że chorzy otrzymają lepszą opiekę.
Zapowiada to poważną zmianę i kłopoty dla 220 osób pod opieką stacji w diecezji gliwickiej i 17 w diecezji opolskiej. – To, co się stało, czyli odrzucenie oferty danego świadczeniodawcy przez NFZ, oznacza, że taki podmiot przestaje istnieć na rynku usług medycznych. Czy NFZ ma prawo pozbawiać pacjenta wyboru? I czy ten, którego dokonał, jest dla niego najlepszy? – pytał ks. dr Arnold Drechsler, dyrektor Caritas Diecezji Opolskiej.
Stwierdził, że system ten i wiele jego rozwiązań należy poprawić. – My tego wysiłku po stronie NFZ nie widzimy. Najważniejszym elementem negocjacyjnym jest cena świadczenia. Jeżeli NFZ lekceważy fakt, że opieka na dobrym poziomie musi mieć adekwatną do tego cenę, można przypuszczać, że nie zabezpiecza jej na właściwym poziomie. Każda nasza pielęgniarka ciągnie za sobą „przyczepę” sprzętu i w domu chorego urządza quasi pokój szpitalny – zauważył ks. Drechsler.
Caritas system opieki nad chorymi w domu tworzy od 22 lat. Obie – gliwicka i opolska – mają w swoich magazynach kilkanaście tysięcy specjalistycznych urządzeń, takich jak łóżka ze sterowaniem elektrycznym, materace przeciwodleżynowe, ssaki, podnośniki, chodziki i wiele innych pomagających w pielęgnacji. To podnosi jakość usług, ale też koszty związane z zakupem sprzętu, przechowywaniem go, dezynfekcją po odbiorze od kolejnych pacjentów. Przy ocenie oferty nie miało to znaczenia.
– Ten system dobrej opieki udało się zbudować dzięki pomocy zagranicznej. Ktoś dał nam pieniądze, pomógł zorganizować. I to nie było przekazane dla Caritas, ale polskiego społeczeństwa. A przez te działania NFZ idzie w unicestwienie – stwierdził ks. Rudolf Badura, dyrektor Caritas Diecezji Gliwickiej. Pomoc na rozwój tej opieki szła z Niemiec – na każdą stację ok. 100 tys. marek. Równocześnie przejmowane były standardy związane z opieką nad chorymi w domu. Ks. Drechsler przypomniał, że w 2000 roku na potrzeby ówczesnej Śląskiej Kasy Chorych model świadczeń opieki długoterminowej opracowywała właśnie Caritas opolska.
Od 1 lipca pacjenci stacji opieki Caritas mają być przejęci przez firmy, z którymi NFZ podpisał kontrakty. – W praktyce u nikogo z pacjentów Caritas tego dnia pielęgniarka nie pojawiła się – poinformował ks. Badura. – Sytuacja chorych jest dramatyczna, nie chcą zrezygnować z opieki Caritas, komfortu i spokoju, który się z nią wiązał.
Część pacjentów w ogóle nie rozpoczęła procedur, ale ci, którzy je wszczęli, trafili do kolejek. Norbert Jakubiec z Gliwic, którego żona choruje od września, zgłosił się do takiej firmy w swoim mieście. Znalazł się na 8. miejscu oczekujących, w Zabrzu, gdzie go również skierowano – na 10. Ma złe doświadczenia z opieką spoza Caritas i wolałby, żeby sytuacja pozostała bez zmian. Od razu opieka możliwa jest tylko odpłatnie.
Pielęgniarki w stacjach Caritas zatrudniane są na etacie. W przypadku innych świadczeniodawców praca ta bywa dodatkiem do pełnego zatrudnienia w szpitalu czy przychodni. I ogranicza się do minimum, czyli 4 wizyt w tygodniu.
Danuta Więckowska, pielęgniarka stacji opieki Caritas z Gliwic, zwykle odwiedza swoich chorych 5 razy w tygodniu, a bywa, że codziennie. Czasem też kilka razy w ciągu dnia. Codziennie jedna z pielęgniarek pełni dyżur od rana do godz. 20. Z wieloma pacjentami i ich rodzinami wiąże ją zażyłość, bo opiekuje się nimi 5, 6 lat.
W diecezji gliwickiej 35 pielęgniarek otrzymało wypowiedzenia. Jeśli ich dotychczasowi pacjenci nie otrzymają opieki, nadal będą chodziły do ich domów, ponieważ sytuacja dotyczy osób ciężko, obłożnie chorych, których nie mogą pozostawić. Jeśli trzeba, to do końca września – wtedy skończy im się okres wypowiedzenia umowy o pracę.
Ks. Drechsler wskazał też na inne kwestie, jak brak zróżnicowania w podejściu do różnych przypadków. Ta sama stawka jest na pacjenta w bardzo ciężkim stanie i takiego, z którym trzeba po prostu wyjść na spacer. Nie ma też zróżnicowania na opiekę w aglomeracjach miejskich i w tzw. terenie, gdzie pielęgniarki w tym samym czasie muszą odwiedzić pacjentów mieszkających w kilku oddalonych od siebie sołectwach. I dojechać tam samochodem.
– Opieka długoterminowa nastawiona jest na chorych w domach. Reformatorzy służby zdrowia odkryli w niej rolę rodziny, ale chyba po to, żeby obarczyć ją jeszcze bardziej. Ubolewamy, że ten model opieki nie jest doceniony. A to jest mądry, prorodzinny, efektywny i tani system, w porównaniu np. z opieką w szpitalach czy DPS – zauważa ks. Drechsler.
Trwa procedura odwoławcza od decyzji NFZ, jednak obaj dyrektorzy nie liczą na zmianę sytuacji.